[b][link=http://blog.rp.pl/gillert/2009/12/16/koniec-ignorowania-wielkiego-sasiada-naszego-klopotliwego-sasiada/]skomentuj na blogu[/link][/b]
Szef Ministerstwa Obrony Narodowej i jego chiński odpowiednik generał Liang Guanglie podpisali w środę w Pekinie umowę o dwustronnej współpracy wojskowej. Jak podaje Polska Agencja Prasowa, to pierwszy tego rodzaju dokument w historii relacji polsko-chińskich.
Porozumienie ma przede wszystkim dawać obu armiom możliwość lepszego poznania się poprzez regularne spotkania na różnych szczeblach, szkolenia, konsultacje. Podpisanie umowy nie oznacza, że Polska ma zamiar wejść z ChRL w sojusz, pomóc Chińczykom obejść unijno-amerykańskie embargo na dostawy nowoczesnych technologii wojskowych czy wymieniać się z nimi tajemnicami. Jej zawarcie oznacza mniej więcej tyle, że obie strony uważają się za równorzędnych partnerów, którzy gotowi są traktować się nawzajem z należnym szacunkiem – jak normalne państwa. Nie jest to wydarzenie wiekopomne, ale w naszych relacjach z Chinami w ostatnim dwudziestoleciu mimo wszystko dość znaczące.
Od 1989 roku nasza polityka wobec Chin leży odłogiem. Dla kolejnych rządów w Warszawie Pekin był odległą stolicą niby-wielkiego, ale mało obchodzącego nas państwa, którego nawet nasi dyplomaci nie traktowali do końca poważnie. Zaabsorbowani sprawami unijnymi i transatlantyckimi oraz trudnymi relacjami z Rosją uznaliśmy, że Chiny można po prostu zignorować, sprowadzić do roli dostawcy tanich tenisówek. Gdy Niemcy, Francuzi czy Holendrzy wypracowywali długofalową strategię wobec Państwa Środka, debatując w mediach, gdzie leży granica między pozyskiwaniem ważnego partnera a wiernością dla własnych wartości, w Polsce mówiono o Chinach od przypadku do przypadku i niemal wyłącznie w kontekście łamania praw człowieka. Nie wypracowano żadnej strategii.
Raz na jakiś czas Polsce zdarzało się ostro występować przeciw Chinom na forach międzynarodowych, co płynęło z naszych prodemokratycznych tradycji i dobrych intencji, ale nie było poparte żadnym planem działania i nie przynosiło żadnych efektów w postaci poprawy losu chińskich dysydentów. Nie ułatwiało również prób zmniejszania deficytu w handlu z Państwem Środka, tym bardziej że także one miały charakter chaotyczny i przypadkowy.