Posypały się oskarżenia: o hipokryzję socjaldemokratów, którzy nie dbają o solidarność z najuboższymi, o przyzwyczajenia klasy wyższej, którym hołduje pani Sahlin, o irracjonalną rozrzutność i nieprzejmowanie się ekologią oraz zmianami klimatycznymi. Redaktor naczelny socjaldemokratycznej gazety „Dalademokraten” uznał nawet torebkę za zagrożenie dla socjaldemokracji i symbol konsumpcjonizmu.

Na nic zdały się zapewnienia Mony Sahlin, że drogą torebkę dostała od przyjaciółki w prezencie na 50. urodziny.

Wreszcie w sukurs przyszła jej Magdalena Petersson McIntyre z Ośrodka Wiedzy o Konsumpcji przy uniwersytecie w Göteborgu, która całą sprawę zinterpretowała w kategoriach płci. – Damskie torebki traktuje się jak zbędny luksus, podczas gdy konsumpcję mężczyzn ocenia się jako inwestowanie – stwierdziła. Poparł ją rzecznik socjaldemokratów ds. równości Claes Borgström. – Zegarek premiera Szwecji jest 13 razy droższy niż buty Mony Sahlin – oznajmił.