Pani magister, tableta proszę

Obchodziłem w piątek Dzień Zaskoczenia. "Rzeczpospolita" sprzedana, a koncert na inaugurację tak radosny, że się w sklepie żyletki skończyły. I te piosenki - jak manifesty partii rządzącej: "Niech żyje bal", chociaż "Skłamałam"

Publikacja: 02.07.2011 14:00

Pani magister, tableta proszę

Foto: W Sieci Opinii

 

O czym by tu... Ten... tego... panie... kolego... No, bardzo fajna ta szabla, co ją Tusk dał Orbanowi. I wino węgierskie fajne. Chyba. To znaczy na pewno. Ale szabla lepsza. Tak mi się wydaje. O czym by tu jeszcze... Padało wczoraj okrutnie, kałuże takie, że strach było na pasach czekać. I co tam jeszcze... aha, w kiosku byłem, kupiłem sobie jedno pismo i jedną tabletkę na uspokojenie, to znaczy tabletki nie było, więc się zdenerwowałem jeszcze bardziej. A pismo totalny czad. Babcia moja to kiedyś czytała. Teraz nie czyta. To znaczy czyta, ale inne pisma. Może dlatego, że nie ma tableta, za to tabletki ma, przydałyby się wczoraj, ale nic. Super pismo. Marek Raczkowski tam rysuje, ten od kupy we fladze, pardon, flagi w kupie, kapitalny facet, i poczucie humoru ma nieziemskie. Jak coś powie, szczególnie w wywiadzie prasowym albo telewizyjnym, to aż człowieka coś dusi ze śmiechu... O czym by tu... Ten... tego... panie... kolego...

No, dobra, nie dam rady. Teraz szczerze. W piątek obchodziłem Dzień Zaskoczenia. 

 

Szok nr 1. Nie zabrali nam prezydencji unijnej, choć jestem pewien, że wahali się do ostatniej chwili. 13-letnia chrześniaczka narzeczonej pytała mnie wczoraj, co tak naprawdę oznacza ta cała prezydencja. Mówię jej, że teraz będziemy odpowiedzialni za Unię, za łągodzenie w niej napięć, za pomoc Grecji. Sikorskiego jej cytuję, że bierzemy odpowiedzialność za całą Europę. A ona mi między oczy: „No, dobra, a jakby samolot z unijnymi urzędnikami spadł teraz w Rosji, to co zrobimy?”. Okropne dziecko, jak można – tu chwila podniosła, a ta Smoleńskiem będzie grała. Wygoniłem na klatkę, niech ją ABW rano zabierze.

 

Szok nr 2. Uroczysty koncert na inaugurację prezydencji. Ileż ja się nasłuchałem od Wojewódzkiego, że Polak głupi cierpiętnik. I smutas. Bo każdy cierpiętnik to smutas. A wczoraj z Materną na te nasze narodowe bolączki odpowiedzieli tak radośnie, że w całodobowym u mnie na dole już o pierwszej w nocy żyletek zabrakło. Ludzie po pięć brali, dla całej rodziny. A sztucznym ogniom ktoś taką oprawę muzyczną wymyślił, jakby chodziło o koniec cywilizacji europejskiej, nie początek nowej prezydencji. Do końca byłem przekonany, że pisowcy taśmy podmienili, ale nie – czytam dziś, że impreza udana niezwykle, więc to nie mogła być pisowska muzyka.

Kolejna rzecz - ileż było „jajożartów”, kiedy Kaczyński wchodził na spotkanie z młodymi działaczami oraz panią Ługowską (pozdrawiam Panią z całej siły) przy dźwiękach „We Will Rock You”. Bo tam przecież angielskie słowa o staruchu, co ma błoto na twarzy. A tu, pod Pałacem Kultury - na inaugurację naszej prezydencji w Unii, to co leciało? „Los cię w drogę pchnął i ukradkiem drwiąc się śmiał, bo nadzieję dając ci, fałszywy klejnot dał”. Czy prezydencja Unii to fałszywy klejnot? A może euro? Obietnice wyborcze Platformy?

 

Następna piosenka: „Niech żyje bal, bo to życie to bal jest nad bale, niech żyje bal, drugi raz nie zaproszą nas wcale”. Gdzie nas nie zaproszą? Do Unii? I największy skandal: „Skłamałam, skłamałam. Z palca wyssałam. Skłamałam ot tak, całkiem niewinnie, byś chwilę był mój, byś tylko był przy mnie. Nie dowiesz nigdy się, co prawdą, a co kłamstwem jest. I nim cokolwiek teraz ci powiem, najpewniej znów zmyśliłam to sobie. Bezczelnie znów kręcę. Skruszona nie jestem”. Czy to ma być manifest partii rządzącej na inaugurację naszej prezydencji? Kto wybierał te piosenki? Redaktorze Materna, czy nie lepiej było tam po prostu postawić Wojciecha Manna, żeby zabawiał publikę, bo robiłby to lepiej niż wszyscy zebrani przez pana z Wojewódzkim artyści? I drugie pytanie: dlaczego nie zaprosiliście słynnego chłopca w damskim przebraniu - Michała Szpaka? Wojewódzki już go nie uważa za megatalent i brakujące ogniwo w haśle „Bóg, honor, ojczyzna”? Reasumując: wielkie, szekspirowskie widowisko na motywach „Wiele hałasu o nic”. Palce lizać, paznokcie obgryzać.

A myślałem, że nic już mnie nie zaskoczy po promującym polską prezydencję filmiku Bagińskiego, gdzie się wszystko wali dokładnie tak samo, jak wielki plan Platformy, by żyło się lepiej, jeździło lepiej, leczyło lepiej i uczyło lepiej. By dobrze zarabiający ministrowie z dobrze zarabiającymi pijarowcami mydlili oczy dobrze zarabiającym dziennikarzom.

 

Szok nr 3. „Rzeczpospolita” sprzedana. „Uważam Rze” sprzedane. To się musieli zdziwić salonowcy, że ktoś chciał kupić. A tyle się nagadali, naśpiewali, nawyli, że to nic nie warte. Proszę – człowiek tyle zaoszczędził na „Przekroju”, że mógł sobie teraz kupić Presspublikę. Oszczędzają bogaci, biednym też się opłaci, więc i ja oszczędzę sobie komentarza. Albo nie. Piękny prezent dla europejskiej demokracji – tak trzeba nazwać to wydarzenie medialne wynikające w prostej linii z faktu, że angielski Mecom „nie widział możliwości porozumienia się z mniejszościowym właścicielem”, czyli rządem RP, czyli Platformą Obywatelską. Jeden z członków zarządu z ramienia rządu już zapowiada, że to normalne, gdy po zmianach właściciela gazety zmienia się jej skład redakcyjny. Dla kogo normalne, dla tego normalne, my truskawki cukrem posypujemy, polityków nie wysyłamy do psychiatryka, a psychicznie chorych do polityki.

 

Szok nr 4. Nie wszyscy dostrzegają w kupnie „Rzeczpospolitej” coś, co może budzić niepokój o medialny pluralizm w Polsce. Z „Wyborczej” czuć woń nieokiełznanej radości. Zaskakuje za to komentarz Seweryna Blumsztajna, który najpierw kpi z „prawicowych komentarzy”, ale chwilę potem przyznaje, że nie chciałby, by ostatnim oponentem „Wyborczej” był „Nasz Dziennik”. Prawie się wzruszyłem. Panie Sewerynie, spokojnie, przecież nowy właściciel zapewnia, że nie będzie żadnych ruchów w stronę ograniczania niezależności redakcji. Kończę, bo mi kolejka w aptece ucieknie. Pani magister, tableta proszę, i chusteczki. Ale prędziutko.

O czym by tu... Ten... tego... panie... kolego... No, bardzo fajna ta szabla, co ją Tusk dał Orbanowi. I wino węgierskie fajne. Chyba. To znaczy na pewno. Ale szabla lepsza. Tak mi się wydaje. O czym by tu jeszcze... Padało wczoraj okrutnie, kałuże takie, że strach było na pasach czekać. I co tam jeszcze... aha, w kiosku byłem, kupiłem sobie jedno pismo i jedną tabletkę na uspokojenie, to znaczy tabletki nie było, więc się zdenerwowałem jeszcze bardziej. A pismo totalny czad. Babcia moja to kiedyś czytała. Teraz nie czyta. To znaczy czyta, ale inne pisma. Może dlatego, że nie ma tableta, za to tabletki ma, przydałyby się wczoraj, ale nic. Super pismo. Marek Raczkowski tam rysuje, ten od kupy we fladze, pardon, flagi w kupie, kapitalny facet, i poczucie humoru ma nieziemskie. Jak coś powie, szczególnie w wywiadzie prasowym albo telewizyjnym, to aż człowieka coś dusi ze śmiechu... O czym by tu... Ten... tego... panie... kolego...

Pozostało 83% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości