O czym by tu... Ten... tego... panie... kolego... No, bardzo fajna ta szabla, co ją Tusk dał Orbanowi. I wino węgierskie fajne. Chyba. To znaczy na pewno. Ale szabla lepsza. Tak mi się wydaje. O czym by tu jeszcze... Padało wczoraj okrutnie, kałuże takie, że strach było na pasach czekać. I co tam jeszcze... aha, w kiosku byłem, kupiłem sobie jedno pismo i jedną tabletkę na uspokojenie, to znaczy tabletki nie było, więc się zdenerwowałem jeszcze bardziej. A pismo totalny czad. Babcia moja to kiedyś czytała. Teraz nie czyta. To znaczy czyta, ale inne pisma. Może dlatego, że nie ma tableta, za to tabletki ma, przydałyby się wczoraj, ale nic. Super pismo. Marek Raczkowski tam rysuje, ten od kupy we fladze, pardon, flagi w kupie, kapitalny facet, i poczucie humoru ma nieziemskie. Jak coś powie, szczególnie w wywiadzie prasowym albo telewizyjnym, to aż człowieka coś dusi ze śmiechu... O czym by tu... Ten... tego... panie... kolego...
No, dobra, nie dam rady. Teraz szczerze. W piątek obchodziłem Dzień Zaskoczenia.
Szok nr 1. Nie zabrali nam prezydencji unijnej, choć jestem pewien, że wahali się do ostatniej chwili. 13-letnia chrześniaczka narzeczonej pytała mnie wczoraj, co tak naprawdę oznacza ta cała prezydencja. Mówię jej, że teraz będziemy odpowiedzialni za Unię, za łągodzenie w niej napięć, za pomoc Grecji. Sikorskiego jej cytuję, że bierzemy odpowiedzialność za całą Europę. A ona mi między oczy: „No, dobra, a jakby samolot z unijnymi urzędnikami spadł teraz w Rosji, to co zrobimy?”. Okropne dziecko, jak można – tu chwila podniosła, a ta Smoleńskiem będzie grała. Wygoniłem na klatkę, niech ją ABW rano zabierze.