W nowym Sejmie Tusk może przeprowadzić wszystko

Szef PO w nowym układzie sejmowym jest w stanie przeprowadzić wszystko. Może na przykład uchwalić reformę finansów publicznych wykraczającą poza wymuszone koniecznością oszczędności. Ale czy zdecyduje się na to? – rozważa publicysta

Publikacja: 11.10.2011 02:09

Michał Karnowski

Michał Karnowski

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Kilka tygodni będzie trwało jeszcze układanie się na grzędach zwycięzców i przegranych wyborów. Nie wiemy, jaki dokładnie rząd sformuje premier Donald Tusk i czy zapowiedź pozostawienia zaledwie pięciu ministrów ze starego składu była tylko kampanijnym hasłem dla rozczarowanych dorobkiem gabinetu wyborców czy głębszym zamysłem rekonstrukcyjnym. Trudno też ocenić, jak będzie przebiegało naturalne, choć zapewne ze znanym od lat finałem, przesilenie poklęskowe w Prawie i Sprawiedliwości.

Ruchem robaczkowym

Nie jest jasne, kto zostanie nowym szefem Sojuszu Lewicy Demokratycznej, choć wątpliwe, by ktokolwiek był w stanie szybko odbudować potęgę tej formacji. Podobnie jak poczekać należy na odpowiedź, ile, poza wyborczym show, wart jest radykalizm Janusza Palikota i cała jego ekipa. Za kilka tygodni ten obraz nabierze ostrości.

Jednak patrząc z góry na powyborcze puzzle, jedno nie ulega wątpliwości. Zwycięstwo Donalda Tuska jest dużo głębsze niż tylko te ponad 200 mandatów zdobytych przez Platformę Obywatelską. I szersze niż zapewnienie sobie przez koalicję PO – PSL ponownej większości w parlamencie. Warto spojrzeć bowiem na pozostałych, poza PiS, graczy w nowym rozdaniu.

Zarówno formacja Palikota, jak i Polskie Stronnictwo Ludowe to partie, z którymi lider PO może załatwić każdą dowolną sprawę. Z ludowcami – wiadomo, układa się nieźle od czterech lat.

Z kolei Janusz Palikot to polityk, który zadał Tuskowi w kampanii kilka bolesnych ciosów, ale nie na tyle mocnych, ostatecznych, by uniemożliwić rozmowę. Tuż po wyborach lubelski polityk daje zresztą wyraźne znaki, że tak naprawdę chętnie będzie z Platformą głosował, że starć przedwyborczych nie bierze zbyt serio. Swoje przecież zrobił. Platforma nie straciła. Po pierwsze odebrał SLD poparcie, był drugą flanką uderzenia w tę formację. Pierwszą było symboliczne przejęcie kilku sztandarowych działaczy (Arłukowicz, Borowski, Cimoszewicz).

Podobnie nowy szef SLD, kimkolwiek będzie, zerwie z marzeniami Grzegorza Napieralskiego o podmiotowości. Będzie musiał, bo Sojusz nie ma dziś siły, by po raz kolejny rozpoczynać długi marsz. Ułożenie przyjacielskich relacji z PO będzie tu głównym przykazaniem głosujących na nowego przewodniczącego działaczy, zagrożonych utratą resztek wpływów.

Obie te formacje będą więc raczej, niezależnie od małych drgawek po drodze, raz ruchem robaczkowym, raz skokami, coraz bardziej zbliżały się do obozu rządzącego. Obie karmią się zresztą tymi samymi, głównie antypisowskimi i europejskimi emocjami. Sprowadzanie ich do roli przystawek w perspektywie kilkunastu miesięcy jest w zasięgu PO. A już dzisiaj w zasięgu ręki wciągnięcie do realizacji swoich projektów.

Wszystko da się wytłumaczyć

Czy najważniejszym z nich będzie to, na co wielu miało już ochotę, ale nikt nie miał wystarczającej siły: zmiana konstytucji? Ponad 150 mandatów Prawa i Sprawiedliwości, zapewne, jak to w opozycji, z postępującymi uszczerbkami, to za mało, by się temu przeciwstawić. Zwłaszcza że w Zgromadzeniu Narodowym, a więc Sejmie i Senacie razem wziętymi, przewaga obozu władzy jeszcze rośnie.

Czy Donald Tusk się na to zdecyduje? Ostatnie lata przyniosły wprawdzie wyciszenie dyskusji konstytucyjnej, ale przede wszystkim z powodu jej jałowości. Najpierw przyczyną była prezydentura śp. Lecha Kaczyńskiego, który mówił o systemie prezydenckim. Później powodem były zbliżające się wybory. Wizja dookreślenia polskiego systemu władzy, jasnego i bezwzględnego ustawienia go jako „kanclerski", przesunięcia całości władzy w kierunku urzędu premierowskiego, sprowadzenie prezydenta do roli reprezentacyjnej, jest jednak nadal bliska Donaldowi Tuskowi. Dawałaby ona mu także, czego nie wolno lekceważyć, szansę na wejście do historii na równi z Aleksandrem Kwaśniewskim, który w 1997 roku przeprowadził swój projekt.

To w warstwie symbolicznej. W warstwie praktycznej można by załatwić kilka innych rzeczy. Odejście od gwarancji bezpłatnej publicznej służby zdrowia, takiegoż szkolnictwa, zmniejszenie Sejmu i Senatu, pełne postawienie (wybory do Senatu pokazały, że PO się to opłaca!) na okręgi jednomandatowe – to tylko kilka pierwszych spraw z listy wartych załatwienia z perspektywy Tuska. Do tego można dorzucić, po cichu, korektę albo likwidację progu zadłużenia publicznego, co może być koniecznością, zważywszy, jak ledwo ledwo udało się przejść pod nim w ubiegłym roku.

Wyobraźmy więc sobie taki projekt i zadajmy pytanie: czy Tusk zdołałby go w nowym Sejmie przeprowadzić? Odpowiedź brzmi: tak. A teraz inna zabawa intelektualna: czy jest w stanie, jeśli zechce, postawić przed Trybunałem Stanu lidera opozycji? Jak najbardziej, jeszcze łatwiej. I tak dalej. Tusk może w tym Sejmie wszystko.

Warto pamiętać, że każdy z partnerów Donalda Tuska, także sam PSL, będzie dużo słabszy niż ludowcy w mijającej kadencji. Każdy będzie mógł być bowiem zastąpiony przez innego. Zamiast Pawlaka może przyjść Palikot, a zamiast Palikota nowy lider SLD. A jeśli nie oni, to ktoś z sejmowego „bagna", w każdej kadencji liczącej po pewnym czasie kilkanaście szabel. Jeśli więc czegoś nie da się załatwić z jednym partnerem, można będzie spróbować z innym. A w klimacie przychylnych zapewne jeszcze bardziej mediów wszystko da się wytłumaczyć.

Znów nie ma z kim przegrać

Jest pewną zagadką, jak głęboko z tej mocy nowej generacji, z siły nieznanej po 1989 roku, z władzy bez żadnego mechanizmu blokującego czy hamującego zechce skorzystać Donald Tusk. Z takim mandatem można wyobrazić sobie spójną i ofensywną, nieco bardziej niezależną od Niemiec, politykę zagraniczną. Ale wątpliwe, by szef rządu tego chciał.

Z taką władzą można pomyśleć o głębokiej reformie finansów publicznych, wykraczającej jednak poza wymuszone koniecznością oszczędności. Czy jednak polityk, który wykreślił po bolesnych doświadczeniach lat 90. słowo „reformy" ze swojego słownika, zdecyduje się na to? Doświadczenie pokazuje mu, że opłaca się odsuwać zmiany w czasie. Żaden koszt polityczny związany z rosnącym zadłużeniem się nie pojawił.

Wystarczyło zmienić kryterium, podłożyć tabelkę nie z kwotami w liczbach bezwzględnych ale z długiem liczonym w stosunku do PKB, by zamknąć temat. Czyż warto więc ryzykować? Zwłaszcza że pojawiła się pokusa, by sięgnąć po 200 miliardów złotych już zgromadzonych na kontach funduszy emerytalnych przez Polaków i zasilić nimi ZUS, a pośrednio – budżet. To by dopiero dało oddech!

Jakkolwiek by jednak analizować, każda decyzja z wyżej wymienionej listy należy do Donalda Tuska osobiście. On skompletuje rząd, ustawi jego agendę. Liderzy koalicjantów, potencjalnych przystawek i szef największej partii opozycyjnej mogą na razie tylko reagować. Nie tylko, że nie mają siły narzucenia premierowi czegokolwiek, ale jeszcze do minimum zmalały możliwości zablokowania któregoś z ruchów premiera. Po krótkiej zadyszce pod koniec poprzedniej kadencji Donald Tusk znowu może dziś powtórzyć, że nie ma z kim przegrać. Jednocześnie zastanawia się, jak dużo wiemy, co mógłby zrobić, a jak mało, czy cokolwiek chce i zamierza.

Autor jest zastępcą redaktora naczelnego tygodnika „Uważam Rze" oraz publicystą portalu wPolityce.pl

Kilka tygodni będzie trwało jeszcze układanie się na grzędach zwycięzców i przegranych wyborów. Nie wiemy, jaki dokładnie rząd sformuje premier Donald Tusk i czy zapowiedź pozostawienia zaledwie pięciu ministrów ze starego składu była tylko kampanijnym hasłem dla rozczarowanych dorobkiem gabinetu wyborców czy głębszym zamysłem rekonstrukcyjnym. Trudno też ocenić, jak będzie przebiegało naturalne, choć zapewne ze znanym od lat finałem, przesilenie poklęskowe w Prawie i Sprawiedliwości.

Pozostało 93% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości