Od czasu święceń kapłańskich wychował ojciec kilka pokoleń. Jest ojciec dumny z ludzi, których wypuścił w świat?
Muszę szczerze powiedzieć, że miałem wielkie szczęście do ludzi. Zjawiali się w ośrodkach duszpasterstwa akademickiego prowadzonych przeze mnie młodzi – inteligentni, zdolni, psychicznie zrównoważeni, zdrowi moralnie. Nauczyłem się od nich wiele. Ukułem sobie nawet powiedzenie, które brzmi: „Mistrzami mistrzów są uczniowie mistrzów". Naturalnie, nie zawsze zgadzam się z poglądami bliskich mi ludzi, także tych, którzy powołują się na mnie. Zdarzyło się kiedyś, że słuchałem przemówienia jednego z takich moich niby-wychowanków i nie wytrzymałem...chodziłem po pokoju i mówiłem: Głupiec, głupiec, głupiec... Na szczęście nikt tego nie słyszał.
Ale ci wychowankowie – czy to z Ruchu Młodej Polski z Wybrzeża, czy z duszpasterstwa akademickiego we Wrocławiu, czy z Lublina – chętnie się na ojca powołują...
Jest wiele osób, które po wystąpieniach moich w ostatnich latach zerwało ze mną kontakt. Przypuszczam, że doszli oni do wniosku, iż moja działalność nie buduje Kościoła, ale go niszczy. Zaskoczeniem dla mnie samego jest, że nie umiem mieć do nich pretensji, wszyscy oni są ciągle mi bliscy i mają swoje miejsce w Eucharystii, którą codziennie odprawiam. Pytasz mnie, Zuzanna, co myślę o tak zwanych moich wychowankach? Powiem: generalnie jestem z nich dumny.
Czy dzisiaj młodzież jest inna w porównaniu z młodymi sprzed 50 lat?