Łukasz Zboralski: Drogowy cud premiera ze skazą

Dokonaliśmy cywilizacyjnego skoku w bezpieczeństwie na drogach. Nie zadbano jednak o trwałość tych zmian.

Publikacja: 12.01.2023 03:00

Łukasz Zboralski: Drogowy cud premiera ze skazą

Foto: PAP/Łukasz Gągulski

W obliczu największego w historii sukcesu w poprawie bezpieczeństwa drogowego wytykanie problemów brzmi jak szukanie dziury w całym. Niestety, ta dziura jest prawdziwa i groźna – w przyszłości może pochłonąć to, co udało się w Polsce osiągnąć. A osiągnąć udało się niemało. W 2022 r. w wypadkach drogowych w Polsce zginęło mniej niż 1900 osób. Biorąc pod uwagę lata przed pandemią, gdzie średnio rocznie w wypadkach ginęło 3 tys. Polaków, ocalono więcej niż jedną trzecią: 1100 mniej pogrzebów. Kraj wcześniej pałętający się w ogonie UE wkroczył nagle na średni poziom zagrożenia na drogach.

Wiemy też, jak udało się ten sukces osiągnąć. Wystarczyło przestać słuchać ekspertów, którzy przez 30 lat przekonywali, że „podwyższanie kar dla kierowców nic nie da”. Skorzystaliśmy z doświadczenia większości krajów UE, rozumiejących, że nadzór nad kierowcami nie może być fikcją, a za poważne wykroczenia muszą oni spodziewać się poważnych kar. I już. Polscy kierowcy, którzy gremialnie przekraczali dopuszczalne prędkości, nagle zwolnili – w ubiegłym roku fotoradary zarejestrowały o 30 proc. mniej takich wykroczeń, a policja o połowę rzadziej zatrzymywała prawo jazdy pędzącym przez miasta.

Oczywiście, nie przyszło nam to łatwo. Politykom trudno było wyrwać się z błędnego przekonania, że wymaganie od kierowców przestrzegania prawa wiązać się będzie z utratą poparcia. W końcu jednak dostrzegli to, co badania społeczne, które od lat miało w szufladach Ministerstwo Infrastruktury, mówiły o zmianie podejścia Polaków do łamania zasad na drogach. Ludzie od dawna już chcieli bezpieczniej dojeżdżać samochodami i nie bać się o dzieci wysyłane rowerami do szkół. Tych, którzy im zagrażają, chcieli zdyscyplinować.

Czytaj więcej

Lepszy rok na drogach. Zadziałały wysokie mandaty?

Najszybciej dostrzegł to premier Mateusz Morawiecki. Zauważył, że poprawiając bezpieczeństwo na drogach, można zyskać poparcie ludzi, a nie je utracić. Było to nasze szczęście i nieszczęście zarazem. Wszystkie zmiany bowiem, których doczekaliśmy się wreszcie w kraju (urealnienie mandatów, podwyższenie punktów karnych, wprowadzenie ochrony prawnej pieszych, zanim postawią stopę na pasach, uchwalenie konfiskaty pojazdów pijanym kierowcom), wynikały z politycznej kalkulacji. To oczywiście nic złego. Jeśli polityk w czynieniu czegoś dobrego dla społeczeństwa widzi swój polityczny zysk – wszystko jest nadal świetnie. Tyle że takie zmiany są nietrwałe. Nie tworzą całościowego, spójnego podejścia. Nie wprowadzają polityki państwa na tory układane z naukowo potwierdzonych faktów i analiz tego, co działa lub nie działa, bez względu na doraźne, polityczne korzyści.

Nie ma lepszego obrazu tego nieszczęścia, jak zderzenie tworzonych od lat rządowych, wieloletnich narodowych planów bezpieczeństwa ruchu drogowego. Okazało się, że to, co do nich wpisywano, latami pozostawało na papierze. Bo nagle mimo tych planów premier potrafił zaplanować i przeforsować w Polsce realne działania, które przełożyły się na rzeczywistą poprawę jakości życia.

Po raz pierwszy udowodniliśmy sobie w kraju, że właściwe plany i działania – choć czasem trudne – przynoszą efekty. I jednocześnie nie skorzystaliśmy z okazji, by zrozumieć, że tak właśnie powinna wyglądać polityka państwa. Nie stworzyliśmy ani instytucji, ani mechanizmów, które pozwalałyby rozsądnie i racjonalnie przez wiele lat prowadzić politykę poprawiania bezpieczeństwa na drogach. A przecież – tak jak w przypadku reformy nadzoru nad kierowcami – nie musieliśmy wyważać otwartych drzwi. Mamy wiele przykładów na to, jak taką politykę powinno się prowadzić.

Powinna powstać w Polsce Narodowa Agencja Bezpieczeństwa Transportu. To ona mogłaby – w oparciu o fakty i dane – proponować dalsze plany poprawy bezpieczeństwa polskich dróg. I to ona mogłaby egzekwować od każdych kolejnych ministrów wykonanie planu, który został przyjęty przez rząd i parlament. Byłaby odporna na polityczne doraźne problemy, zajmowałaby się tylko tym, co zbadane, sprawdzone i potrzebne.

Czy naprawdę nie dojrzeliśmy do tego, by systematyczną, organiczną pracą naprawiać Polskę w tym zakresie, i zawsze będziemy działać jedynie zrywami? Czyż musimy zawsze czekać na jakąś tragedię, by zająć się naprawą – tak jak zajęliśmy się nowelizacją w sprawie pierwszeństwa pieszych, dopiero gdy pirat drogowy w BMW zabił na ul. Sokratesa w Warszawie tatę przechodzącego tam z rodziną?

Premier Morawiecki ma jeszcze co najmniej rok, by swój niewątpliwy sukces w czynieniu dróg bezpieczniejszymi przekuć w sukces trwały. Ma narzędzia, ma raport Banku Światowego (kupiony za czasów PO–PSL za milion złotych), który podpowiada, jak powinna zostać zorganizowana taka instytucja. Ma wreszcie już w Polsce ekspertów – z Państwowej Komisji Badania Wypadków Kolejowych czy Państwowej Komisji Badani Wypadków Lotniczych – którzy, wchodząc w skład takiej agencji, pomogliby wykształcić takie samo ciało w sprawie wypadków drogowych. Brakuje być może tylko świadomości, tylko odwagi do podjęcia decyzji. Liczę, że na taką odwagę może się zdobyć.

Autor jest redaktorem naczelnym serwisu poświęconego bezpieczeństwu na drogach – brd24.pl

W obliczu największego w historii sukcesu w poprawie bezpieczeństwa drogowego wytykanie problemów brzmi jak szukanie dziury w całym. Niestety, ta dziura jest prawdziwa i groźna – w przyszłości może pochłonąć to, co udało się w Polsce osiągnąć. A osiągnąć udało się niemało. W 2022 r. w wypadkach drogowych w Polsce zginęło mniej niż 1900 osób. Biorąc pod uwagę lata przed pandemią, gdzie średnio rocznie w wypadkach ginęło 3 tys. Polaków, ocalono więcej niż jedną trzecią: 1100 mniej pogrzebów. Kraj wcześniej pałętający się w ogonie UE wkroczył nagle na średni poziom zagrożenia na drogach.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Marek Kozubal: Powódź to jednak nie jest wojna
Publicystyka
Kazimierz Wóycicki: Pisowskie zwyczaje nowej ministry kultury przy zwalnianiu Roberta Kostry z MHP
Publicystyka
Bogusław Chrabota: Dlaczego Izrael nie powinien atakować Hezbollahu wybuchającymi pagerami
Publicystyka
Jędrzej Bielecki: Atak pagerami na Hezbollah. Jak premier Izraela pomaga Trumpowi
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Publicystyka
Łukasz Warzecha: Obustronne rozczarowanie Polaków i Ukraińców