Przez cztery lata (1958-62) Chińczycy musieli starać się usprawniać wszystko. Każdy aspekt życia, przemysłu, a nawet kultury miał ulec zwielokrotnieniu. Chiny miały doganiać świat, a że do wyrównania było dość wiele, tempo musiało być zawrotne.
Przynajmniej tak zalecał przewodniczący Mao. Obywatele przed rozpoczęciem kampanii o nazwie Wielki Skok przeszli przez etap przyspieszenia kulturalnego. Rok 1956 przyniósł działania, które zapamiętano jako "Kampanię stu kwiatów". Symbolizowały one dysydentów, osoby o zdaniu przeciwnym wobec polityki władzy, które miały w otwarty sposób wyrazić swoje wątpliwości. Sto kwiatów-odważnych aktywistów w teorii pozwoliłoby uniknąć wielu błędów i naprawić dość młode państwo.
Wyszło jak zwykle. Aktywistów aresztowano, protesty stłumiono, sprzeciw wzbudził strach Pekinu i kampania zakończyła się niezbyt ciekawie dla uczestników. Dziś na nowo rozkwitać mają kwiaty intelektualistów, jednak Chiny wyciągają wnioski i ta "uprawa" prowadzona jest na ściśle kontrolowanych warunkach.
Nowe kwiaty to w obecnych Chinach think tanki, ośrodki analityczne. Zatrudnieni przez nich specjaliści mają według słów prezydenta Xi Jinpinga krzewić idee nowego kraju. Chiński sen ma uzyskać dzięki nim nowa energię, która nie tylko wytyczy nowe ścieżki rozumienia krajowej dyplomacji, ale także przekona do nich specjalistów z zagranicy. Chińskie think tanki nazywają się "zhiku" i mają według szefa państwa być wyposażone w narzędzia o chińskiej charakterystyce. Tu powstaje problem, ponieważ władza nie może być oficjalnie krytykowana, trudno wytykać jej błędy i polemizować z jej działaniami tak, jak robi się to na Zachodzie. Ośrodki analiz tracą bezstronność, a żeby istnieć muszą powtarzać to, co nadejdzie z centrali. Kwiaty niezależności stają się pokryte szczelnym opakowaniem z metką made in China. Po różnorodności nie ma śladu, pozostaje jedynie uniformizacja i brak należytej polemiki.
Think tanki ukierunkowane na politykę zagraniczną nie są z kolei wyposażone w kompetencje pozwalające na odpowiednie jej ocenianie. Ich zadaniem jest krzewienie sinocentryzmu, szczególnie ważnego w czasach sporów o morze Południowochińskie, gdzie Pekin znajduje się pod coraz większą presją popełnianych błędów i roszczeniowej postawy nie zjednującej sympatii na zewnątrz. To, co dla nas może być jedynie kolejnym przejawem uzurpowania, dla Chińczyków stanowi normę. Cesarz przed wiekami nie prowadził dialogu, a jedynie oznajmiał swoje działanie. Nowoczesne kwiaty analiz rewolucji kulturalnej w wersji 2.0 stanowią idealną ilustrację tego przyzwyczajenia. W negocjacjach z Chinami, w rozumieniu działań Pekinu należy mieć to na uwadze. W większości przypadków to co widoczne pozostaje jedynie fasadą, pod którą drzemie prawdziwy sens. Komunikowany w odmienny sposób niż to, do czego przyzwyczaiła nas nasza kultura. Trudno tylko ocenić, czy same think tanki powstające obecnie jak grzyby po deszczu, znają odpowiedni kurs działania. Informowanie o chińskiej charakterystyce może być dość trudne, gdy same Chiny nie do końca wiedzą, w którą stronę zmierzają.