Rz: W niedzielę wybory. W sierpniu, jeszcze przed ogłoszeniem ich terminu, biskupi apelowali, żeby zmienić jakość debaty politycznej, odejść od języka agresji. Czy ta przestroga została wysłuchana? Czy myśli Ekscelencja, że ludzie pójdą głosować?
Wciąż słyszę pytania, dlaczego zaangażowanie polityczne obywateli jest tak małe. Po pierwsze wielu wyborców sądzi, że ich wpływ na to, kto będzie wybrany, jest niewielki. Ordynacja jest taka, że do Sejmu można wejść z paroma tysiącami głosów. Wystarczy, że kandydata pociągnie lider listy. Po drugie, zbyt wielu kandydatów wchodzi na listy z ulicy. W efekcie ludzie, którzy byli przedtem nikomu nieznani, zasiadają w parlamencie. Ich kompetencja nie została sprawdzona na poziomie samorządu. To zniechęca wyborców. Powoduje u nich brak wiary, że mogą cokolwiek zmienić. I to jest pewnie kwestia do naprawy ze strony prawodawstwa.
Nie tylko ordynacja wyborcza budzi krytyczne refleksje biskupów.
Owszem. Wywleka się u nas na światło dzienne to, co bywa nazywane kuchnią polityczną. Ciągle to powtarzam, że wprowadzanie konfliktów politycznych do mediów nie czyni polskiej polityki lepszą. Żadna gospodyni nie pokazuje, jak się robi potrawy. Jeżeli politycy uprawiają przed kamerami pyskówki i pokazują niski poziom dyskusji, jeżeli pokazują partyjne, a nie propaństwowe myślenie o Polsce, to wyborców zniechęca to do polityki.
Ostrość debaty udzieliła się też niektórym hierarchom. Biskup Tadeusz Pieronek przyrównał politykę PiS do praktyk z czasów PRL. Ale są też biskupi, którzy mocno chwalą ostatnie dwa lata jako pożyteczną, niezbędną reformę państwa.