Reklama

Marek Kutarba: Czy polskimi śmigłowcami AH-64E Apache Guardian będzie miał kto latać?

Nie 384, ale ok. 240 pilotów będzie musiała wyszkolić Polska dla blisko setki zakupionych od Amerykanów śmigłowców uderzeniowych AH-64E Apache Guardian. Dlaczego oficjalne szacunki mogą być przesadzone i jak faktycznie wygląda zapotrzebowanie na personel lotniczy? Odpowiedzi można szukać w analizie struktur amerykańskich brygad wyposażonych w te maszyny oraz porównaniu z polską organizacją lotnictwa wojskowego.

Publikacja: 02.07.2025 11:00

Śmigłowiec szturmowy Boeing AH-64E Apache Guardian na lotnisku 56. Bazy Lotniczej w Latkowie k. Inow

Śmigłowiec szturmowy Boeing AH-64E Apache Guardian na lotnisku 56. Bazy Lotniczej w Latkowie k. Inowrocławia.

Foto: PAP/Tytus Żmijewski

Zacznijmy od przypomnienia, że w czerwcu tego roku do Polski trafiły pierwsze trzy (niektóre źródła mówią, że dwa) z ośmiu wydzierżawionych od USA śmigłowców uderzeniowych AH-64D. W kolejnych miesiącach do Wojska Polskiego trafią kolejne takie śmigłowce. Mają posłużyć do szkolenia i pozostawać w polskiej służbie do momentu, gdy do służby trafią pierwsze z zamówionych w USA 96 śmigłowców AH-64E. To zaś powinno nastąpić w 2028 roku. Całe zamówienie ma być dostarczone do 2032 roku.

Zakup tak dużej liczby śmigłowców uderzeniowych od początku budził w Polsce spore kontrowersje, zarówno z uwagi na skalę zainwestowanych w zakup środków (ok. 10 mld dol.), jak i związane z nim potrzeby personalne. Do obsługi polskich AH-64E potrzeba bowiem sporego nowego personelu – zarówno latającego, jak i z obsługi naziemnej.

Amerykańskie wzorce: struktura brygad śmigłowców

Takim obawom nie można się dziwić. Patrząc wyłącznie na liczby, można powiedzieć, że kupionych przez Polskę śmigłowców AH-64E wystarczyłoby do wystawienia dwóch amerykańskich brygad śmigłowców (AR BCT – Attack Reconnaissance Brigade Combat Team, czyli: Brygada Bojowa Lotnictwa Szturmowo-Rozpoznawczego).

Foto: Tomasz Sitarski

Typowa amerykańska brygada śmigłowców AH-64 składa się z dwóch batalionów (ARB – Attack Reconnaissance Battalion), każdy z 24 maszynami AH-64E lub starszymi AH-64D, oraz batalionu wsparcia lotniczego (GSAB – General Support Aviation Battalion), który wyposażony jest zazwyczaj w śmigłowce UH-60 i CH-47. Batalion wsparcia lotniczego to z reguły 30–40 dodatkowych maszyn. Jak z tego wynika, cała brygada to 48 AH-64 i niemal drugie tyle innych śmigłowców.

Reklama
Reklama

Na marginesie warto dodać, że taka organizacja może się wkrótce zmienić, a bataliony ARB urosną do nawet 30 maszyn (trzy kompanie po 10 maszyn). Wynika to z doświadczeń z konfliktów na Bliskim Wschodzie oraz konieczności zwiększenia siły ognia i elastyczności operacyjnej. A także zasygnalizowaną likwidacją (dezaktywacją) 11 batalionów kawalerii (czyli batalionów rozpoznawczych), o czym mówił nie tak dawno amerykański generał Joseph Ryan, zastępca szefa sztabu US Army ds. operacji, szkolenia i planowania. W jednostkach tych AH-64 zastąpiły wycofane z eksploatacji śmigłowce rozpoznawcze OH-58D Kiowa, co od początku miało być rozwiązaniem tymczasowym.

Czytaj więcej

Marek Kutarba: Ile naprawdę będą Polskę kosztowały śmigłowce szturmowe AH-64E Apache Guardian

Wróćmy jednak do struktury „ciężkich brygad śmigłowcowych” USA. Do wymienionych wcześniej trzech batalionów doliczyć trzeba jeszcze batalion wsparcia logistycznego (ASB – Aviation Support Battalion), sztab brygady oraz (to opcjonalnie, nie w każdej bowiem brygadzie się znajduje) kompanię dronów (UAV Company) wyposażoną zwykle w około 12 MQ-1C Gray Eagle. Przypomnijmy, że MQ-1C Gray Eagle to amerykański bezzałogowy system powietrzny klasy MALE (Medium Altitude Long Endurance, czyli średni pułap, długi czas lotu), który może pozostawać w powietrzu przez 25–30 godzin, realizując zarówno zadania rozpoznawcze, jak i uderzeniowe.

Personel amerykańskiego batalionu AH-64

Jeśli przyjrzymy się teraz personelowi typowego ARB, to zobaczymy, że składa się on z 48–60 pilotów (ściślej, członków załóg śmigłowców AH-64; po dwie osoby na maszynę plus rezerwa na rotację w warunkach bojowych). Nie jest to – jak twierdzi część polskich publicystów militarnych – po dwie załogi na śmigłowiec.

Do tego dochodzi ok. 200–250 mechaników (czyli mniej więcej po 10 na jedną maszynę), 50–80 specjalistów ds. awioniki i radarów, 100–150 osób w logistyce i zaopatrzeniu, 80–100 osób w dowództwie (sztab, planowanie misji itp.), 100–150 osób w zabezpieczeniu bojowym (ochrona, radiostacje itp.).

Foto: Rzeczpospolita

Reklama
Reklama

Taki batalion liczy zatem od ok. 600 do 800 osób. W niektórych źródłach można nawet spotkać informacje o tym, że bataliony takie liczą do 1200 osób. Cała brygada ma zaś liczyć od 3 tys. do 3,5 tys. osób. Jak jednak wynika ze słów cytowanego już generała Josepha Ryana, w wielu amerykańskich jednostkach użytkujących AH-64 zwyczajnie brakowało personelu. Dlatego wydaje się, że za bliższe prawdy możemy uznać szacunki podane na wstępie.

Polska: eskadry zamiast batalionów

Opierając się na tych doświadczeniach, można by zatem powiedzieć, że obsługa polskich guardianów będzie wymagała od 6 tys. do 7 tys. osób. To liczba znacząca, jeśli weźmiemy pod uwagę, że całe polskie siły powietrzne liczą zapewne ok. 25 tys. ludzi.

Byłoby to jednak zbytnim uproszczeniem. Polskie Lotnictwo Sił Lądowych, mimo że wojskowi chętnie korzystają z amerykańskich wzorców, zorganizowane jest nieco inaczej.

W tej chwili najważniejszym i najpilniejszym zadaniem jest stworzenie warunków do szkolenia pilotów na maszyny Apache; nasze śmigłowce się do tego nie nadają. Potrzebujemy 400 pilotów i 2,5 tys. inżynierów do obsługi zamówionych 96 śmigłowców. Jeśli będziemy ich szkolić na tej samej maszynie, zbankrutujemy. Tego nie robi się na tak drogiej platformie bojowej – potrzebujemy tańszych śmigłowców szkoleniowych

Szef BBN gen. Dariusz Łukowski

Nasze śmigłowcowe siły lotnicze zorganizowane są nie w brygady i bataliony, ale w bazy lotnicze i eskadry. Obecnie całość funkcjonuje jako 1. Brygada Lotnictwa Wojsk Lądowych, której podlegają 49. Baza Lotnicza (Pruszcz Gdański) i 56. Baza Lotnicza (Inowrocław). Teoretycznie w każdej znajduje się jedna eskadra śmigłowców szturmowych, etatowo składająca się z 16 maszyn.

Obecnie są to pozostałości po flocie Mi-24 (prawdopodobnie pozostało około 20 takich maszyn) oraz pierwsze wydzierżawione AH-64D (te trafiają do Inowrocławia). Docelowo ma się pojawić trzecia baza lotnicza (Malbork/Świdnik).

Reklama
Reklama

240 pilotów dla sześciu eskadr

Patrząc realistycznie na planowane struktury eskadr śmigłowców w Lotnictwie Wojsk Lądowych, możemy przyjąć, że polskie AH-64E zostaną podzielone na sześć eskadr, każda licząca po 16 maszyn i składająca się z czterech kluczy po cztery maszyny (czasami występuje podział na dwa związki po osiem maszyn). To powietrzny odpowiednik kompanii czołgów (w Polsce w batalionach kompania liczy 14 czołgów).

Nie licząc pionu dowódczego, na personel takiej eskadry składa się co najmniej 32 pilotów (po dwóch na maszynę) lub, jeśli uwzględnić amerykański standard rotacyjny (o 25 proc. załóg więcej), 40 członków załóg oraz ok. 250 osób personelu naziemnego (logistyka, mechanicy, uzbrojenie, awionika itp.).

Czytaj więcej

W polskich warunkach eskadra potrzebuje zatem ok. 290–320 osób stałego personelu (uwaga, to dane szacunkowe, a nie informacje z tajnych wojskowych dokumentów, i prosiłbym, aby mieć to na uwadze). Jeśli przemnożymy to przez sześć planowanych eskadr i dołożymy zespoły planowania misji na poziomie eskadry i bazy lotniczej (lub dywizjonów, które eskadry miałyby wspierać), to zapotrzebowanie na personel dla eskadr eksploatujących AH-64E wyniesie ok. 2000–2100 osób, w tym 240 członków załóg (120 pilotów i 120 operatorów uzbrojenia). Realnie rzecz biorąc, możemy zatem uznać, że do obsługi 96 kupionych AH-64 Polska będzie potrzebowała od 2400 do maksymalnie (jeśli rozbudujemy komórki planowania) 2700 ludzi, licząc łącznie z członkami załóg AH-64E, w tym także załogami „rezerwowymi”.

Jak z tego wynika, polski personel w polskich eskadrach AH-64E to znacząco mniej niż w amerykańskich batalionach. Ale te są, po pierwsze, większe o osiem maszyn, a po drugie, mają znacznie bardziej rozbudowaną w stosunku do polskich standardów logistykę oraz zespoły planowania misji.

Reklama
Reklama

Chybione szacunki zapotrzebowania na pilotów

Najważniejsze jednak, że to także znacząco mniej niż liczby podawane przez media powołujące się na ekspertów, które mówią o zapotrzebowaniu na co najmniej 384 osób samego personelu latającego. Personelu, którego wyszkolenie i późniejsze utrzymanie są najbardziej kosztowne.

Czy Polacy obawiają się, że amerykańskie wojska zostaną wycofane z naszego kraju?

Czy Polacy obawiają się, że amerykańskie wojska zostaną wycofane z naszego kraju?

Foto: Tomasz Sitarski

Moim zdaniem wcześniejsze szacunkowe wielkości są mocno przesadzone. Nawet jeśli są powielane przez samych wojskowych. A przypomnę, że niedawno w rozmowie z PAP szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego gen. Dariusz Łukowski tłumaczył: „W tej chwili najważniejszym i najpilniejszym zadaniem jest stworzenie warunków do szkolenia pilotów na maszyny Apache; nasze śmigłowce się do tego nie nadają. Potrzebujemy 400 pilotów i 2,5 tys. inżynierów do obsługi zamówionych 96 śmigłowców. Jeśli będziemy ich szkolić na tej samej maszynie, zbankrutujemy. Tego nie robi się na tak drogiej platformie bojowej – potrzebujemy tańszych śmigłowców szkoleniowych”. I chociaż można się z nim zgodzić co do głównej tezy, to jednak podawanym liczbom osobiście jestem skłonny mniej wierzyć. Dlaczego?

Rzeczywistość operacyjna kontra teoria

Odpowiedź jest prosta. Żaden kraj (nawet aspirujący do posiadania największych sił zbrojnych w Europie) nie potrzebuje utrzymywać w stanie gotowości „podwojonych” załóg śmigłowców. Żadnego też na to nie stać. A co więcej, wcale nie jest to potrzebne.

Amerykanie w większości przypadków w batalionach, w których potrzeba 24 załóg, jako rezerwę rotacyjną utrzymują maksymalnie sześć załóg dodatkowych. W Polsce, stosując ten sam standard, powinny to być zatem cztery takie załogi na eskadrę, co pozwala zapewnić załogi rotacyjne dla 24 z 96 posiadanych maszyn.

Reklama
Reklama

Co więcej, założenie, że w warunkach bojowych przez 24 godziny na dobę zdolne do lotu i udziału w działaniach bojowych będą wszystkie maszyny, jest największym absurdem, jaki można sobie wyobrazić. Nawet w warunkach pokojowych poziom gotowości w lotnictwie nigdy nie wynosi 100 proc.

Ogólnie wskaźnik zdolności maszyn bojowych do wykonywania misji w państwach NATO oscyluje w granicach 40–70 proc., co może stanowić dla nas pewny punkt odniesienia. Czyli w najlepszym, najbardziej optymistycznym razie można liczyć, że zdolnych do lotu będzie ok. 68–70 naszych śmigłowców uderzeniowych. Z upływem czasu wskaźnik ten będzie spadał.

Dobrym przykładem jest kwestia gotowości polskich F-16, która stała się przedmiotem debaty publicznej w 2020 roku. Wówczas okazało się, że wynosił on około 55 proc., czyli sprawnych, gotowych do działania było około 27, a na pewno nie więcej niż 33 maszyny z posiadanych 48. Skądinąd w NATO szacuje się, że na jeden samolot F-16 powinno przypadać około 1,5 pilota. Polska powinna zatem teoretycznie mieć około 72 pilotów F-16. Nie wydaje się jednak, aby tak faktycznie było.

Dla porównania, amerykańskie F-16C osiągają wskaźnik gotowości 70,03 proc., a F-16D (ten sam wariant co w Polsce) – 66,24 proc. (dane za 2024 rok). Polskie maszyny osiągają w tym zakresie zapewne nieco niższe, ale zbliżone parametry.

Reklama
Reklama

Wniosek? Analiza amerykańskich struktur i polskich potrzeb wskazuje, że rzeczywiste zapotrzebowanie na pilotów śmigłowców AH-64E jest znacznie niższe od oficjalnie podawanych liczb. Zamiast 384 czy 400 pilotów wystarczy prawdopodobnie ok. 240 członków załóg (120 pilotów i 120 operatorów uzbrojenia) dla sześciu planowanych eskadr.

Różnice między AH-64D a AH-64E

Jak już wspomniałem, w czerwcu do Inowrocławia trafiły pierwsze z ośmiu wydzierżawionych śmigłowców wersji AH-64D. Mają one umożliwić szkolenie polskiego personelu do momentu, gdy odbierzemy pierwsze nowe AH-64E. Dodajmy, że na długo wcześniej, bo już w czerwcu ubiegłego roku, do Polski wróciła pierwsza grupa pilotów i mechaników przeszkolonych na Apache w USA.

AH-64D Longbow wprowadzony został do służby w latach 90. ubiegłego wieku i stanowił przełomową modernizację oryginalnego Apache. Śmigłowiec wyposażono w charakterystyczny radar Longbow umieszczony nad wirnikiem głównym (nie wszystkie maszyny wersji D go mają). Wariant ten wykorzystuje silniki T700-GE-701C i oferuje zasięg operacyjny ok. 480 km. Śmigłowiec może przenosić do 16 pocisków Hellfire oraz pociski Hydra 70 mm. System Longbow umożliwiał wykrywanie i śledzenie wielu celów jednocześnie, znacznie zwiększając skuteczność bojową w stosunku do wcześniejszych wersji Apache.

Czytaj więcej

Marek Kutarba: Okręty podwodne ważniejsze od apache'ów

AH-64E Guardian stanowi kolejną znaczącą modernizację w stosunku do AH-64D Longbow. Wprowadzono ulepszenia w układzie napędowym oraz systemach elektronicznych. Nowe silniki T700-GE-701D o mocy 2000 SHP każdy (Apache jest maszyną dwusilnikową) zapewniają w stosunku do wersji D lepsze osiągi na dużych wysokościach oraz w gorącym klimacie (zasięg się nie zmienił). Zmodernizowany system awioniczny obejmuje ulepszone systemy łączności, transmisji danych oraz zarządzania misją.

W zakresie uzbrojenia, AH-64E zyskał możliwość przenoszenia pocisków Hellfire o zwiększonym zasięgu oraz wyposażony został w zaawansowane systemy wykrywania i naprowadzania na cele. Ulepszone systemy obrony własnej oraz zmodernizowany radar znacznie zwiększają skuteczność bojową i przeżywalność tych maszyn. Dodatkowo wprowadzono zmodernizowaną konstrukcję wirnika głównego oraz lepsze systemy bezpieczeństwa lotu.

Zacznijmy od przypomnienia, że w czerwcu tego roku do Polski trafiły pierwsze trzy (niektóre źródła mówią, że dwa) z ośmiu wydzierżawionych od USA śmigłowców uderzeniowych AH-64D. W kolejnych miesiącach do Wojska Polskiego trafią kolejne takie śmigłowce. Mają posłużyć do szkolenia i pozostawać w polskiej służbie do momentu, gdy do służby trafią pierwsze z zamówionych w USA 96 śmigłowców AH-64E. To zaś powinno nastąpić w 2028 roku. Całe zamówienie ma być dostarczone do 2032 roku.

Pozostało jeszcze 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Publicystyka
Marek Kutarba: Czy Polska naprawdę powinna bać się bardziej sojuszniczych Niemiec niż wrogiej jej Rosji?
Publicystyka
Adam Bielan i Michał Kamiński podłożyli ogień pod koalicję. Donald Tusk ma problem
Publicystyka
Marek Migalski: Dekonstrukcja rządu
Publicystyka
Estera Flieger: Donald Tusk uwierzył, że może już tylko przegrać
Materiał Promocyjny
Sprzedaż motocykli mocno się rozpędza
Publicystyka
Dariusz Lasocki: 10 powodów, dla których wstyd mi za te wybory
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama