Gdy pisałem felieton do ubiegłotygodniowego „Plusa Minusa”, nie wiedziałem jeszcze, że wydarzenia w Kościele w Polsce tak przyspieszą i że biskupi – po raz już nie wiem który – zdecydują się na strzał w kolano. Decyzja o odwołaniu prymasa Polski z funkcji szefa zespołu przygotowującego powołanie komisji zajmującej się problemem pedofilii w Kościele i rozwiązanie tego zespołu, a także powołanie na szefa jakiegoś innego – wciąż nieistniejącego – zespołu biskupa Sławomira Odera to nie tylko zagranie na nosie skrzywdzonym seksualnie, którym złożono pewne obietnice, ale też jasny sygnał do wiernych, że obietnic biskupów nie należy w żadnym razie traktować poważnie. „Cóż szkodzi obiecać” – powiedzieli wszystkim polscy hierarchowie. I choć nie jest to nic nowego w Kościele w Polsce, to uświadamia boleśnie, jak niewiele się w nim zmienia, jak bardzo polski Episkopat (jako pewna całość, bo niezależnie od różnic, które w nim występują, na zewnątrz niewiele z tego wychodzi) jest niezdolny do reformy, do odważnych decyzji.

Dzieci skrzywdzone seksualnie są tylko świadkami, bo skrzywdzony jest... Kościół. Oto logika prawa kanonicznego

I nie mogą tego zmienić gadki szmatki, jakimi raczą nas podczas konferencji prasowych biskupi i ich rzecznik. A nie mogą, bo jeśli uważnie się w nie wsłuchać, to mówią one o wiele więcej, niż chcieliby powiedzieć ich autorzy. Tak jest ze słowami bp. Odera i o. Leszka Gęsiaka (a także ich wykładem, jaki zaserwował nam o. prof. Dariusz Kowalczyk w serwisie Opoka). Co wynika z ich wypowiedzi? Oto biskup i dwaj jezuici opowiadają, że decyzja dotycząca wspomnianej komisji oznacza jedynie chęć uzupełnienia tego ciała o ludzi innych wrażliwości (to bp Oder) i sprawienia, by logikę „duszpasterskiej wrażliwości” zastąpić logiką prawa kanonicznego. Nie jest to zapowiedź zmiany na lepsze. Dlaczego? Bo logika prawa kanonicznego oznacza, że skrzywdzonych seksualnie, na przykład zgwałcone dzieci, uważa się tylko za świadków krzywdy, bo skrzywdzony jest... Kościół. Nie, to nie jest żart, to prosty wniosek z zapisów kodeksu prawa kanonicznego. I to właśnie dlatego skrzywdzeni nie mają zagwarantowanego dostępu do akt, nie muszą być informowani o tym, co się dzieje z ich procesami itd. Zastąpienie logiki duszpasterskiej troski logiką prawa kanonicznego oznacza więc dokładnie tyle, że będzie się miało w głębokim poważaniu skrzywdzonych, a kluczowy będzie interes Kościoła.

Abp Sławoj Leszek Głódź na czele komisji badającej przestępstwa seksualne w Kościele? A czemu nie?

Trudno też zrozumieć, co oznaczać ma dopuszczenie do komisji ludzi o innej wrażliwości. Czy może Konferencja Episkopatu Polski chciałaby tam mieć publicystę Sebastiana Karczewskiego znanego z tego, że odrzuca jakiejkolwiek oskarżenia wobec księży, a za winnych uznaje wyłącznie skrzywdzonych? A może przedstawicieli sprawców? Czy może chodzi o tych, którzy uważają, że od prawdy, zadośćuczynienia i poprawy istotniejszy jest liczony w twardej gotówce interes Kościoła? Można by też, bo w zasadzie czemu nie, na czele komisji postawić abp. Sławoja Leszka Głódzia, bo on został przez Watykan uznany za winnego tuszowania spraw pedofilskich, a to oznacza, że z całą pewnością jest przedstawicielem innego myślenia… A do tego ma już doświadczenie w skręcaniu trudnych spraw, co oznacza, że jest naturalnym kandydatem na to stanowisko.

Czytaj więcej

Tomasz Krzyżak: Biskupi muszą pokazać, że nie są gołosłowni

I jeśli kogoś te słowa i zapowiedzi biskupów mogą cieszyć, to są to jedynie ateiści i antyklerykałowie, bo dzięki decyzjom biskupów oni sami niewiele muszą już robić. Kościół pogrąża się sam, a oni mogą spokojnie zakupić popcorn i czekać na efekty. Tyle że ten Kościół jest moim domem i ja nie umiem spokojnie patrzeć na to, jak niszczą go ci, którzy są powołani do przewodzenia Mu. I dlatego nie umiem milczeć.