Zróbmy referendum, wprowadźmy euro

Negatywny wynik referendum w sprawie euro zmartwiłby mnie, ale jeszcze bardziej zmartwiłoby mnie narzucanie woli siłą większości przez mniejszość – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”

Aktualizacja: 04.11.2008 07:05 Publikacja: 04.11.2008 00:44

Zróbmy referendum, wprowadźmy euro

Foto: Fotorzepa, Marian Zubrzycki

Prezydent rozdarty między chęcią odegrania roli odpowiedzialnego męża stanu, który godzi strony, a polityka, który musi dbać o swój twardy elektorat wysyła sprzeczne sygnały w sprawie przyjęcia euro. Z jednej strony chce pokazać, że jest głową państwa, która troszczy się o los całego państwa, i w krytycznej sytuacji jest w stanie ustąpić w pewnych swoich poglądach na rzecz dobra państwa, z drugiej strony przypomina sobie o sporej grupie swoich zwolenników, dla których nagła zgoda na pozbycie się złotego jest niezrozumiała.

[srodtytul]Balansujący prezydent[/srodtytul]

Lech Kaczyński obawia się zapewne, że po prawej stronie wyrośnie jakiś kandydat z okolic Radia Maryja, który jednoznacznie opowie się przeciw wspólnej walucie i dzięki temu uszczknie jemu, a potem Prawu i Sprawiedliwości kilka punktów procentowych poparcia. To zresztą stary problem PiS. Jak, nie rezygnując z proeuropejskiego kierunku, zachować przy sobie elektorat eurosceptyczny. I stąd PiS i Lech Kaczyński w większości kwestii związanych z Unią będą zachowywać niejednoznaczne stanowisko.

Zwolennicy szybkiego wprowadzenia wspólnej waluty w Polsce najpierw krzyknęli z radości, kiedy prezydent po posiedzeniu Rady Gabinetowej zasugerował, że może się zgodzić na wcześniejsze przystąpienie naszego kraju do strefy euro. Potem jęknęli zawiedzeni, kiedy okazało się, że Lech Kaczyński jednak niespecjalnie zmienił pogląd i twierdzi, że jego słowa zostały źle zinterpretowane.

Tyle że te słowa zinterpretowali podobnie prawie wszyscy – więc problem chyba jednak nie jest w przekazie medialnym ani ograniczonej inteligencji odbiorców, a w jasnym przekazie prezydenta.

Zwłaszcza że jeszcze w czwartek rano osobiście pytałem szefa Kancelarii Prezydenta na antenie Tok FM i on przyznał, że prawdopodobnie prezydent zmienił zdanie w sprawie tempa wprowadzenia euro. Wygląda na to, że Lecha Kaczyńskiego „źle zinterpretowały” nie tylko media, politycy, komentatorzy i eksperci, ale nawet szef jego kancelarii Piotr Kownacki.I tak to już pewnie będzie. Prezydent będzie balansował i pokazywał różne twarze, próbując pozyskać rozmaite grupy.

[srodtytul]Szpitale niewarte referendum[/srodtytul]

[wyimek]Kiedy PO i PiS są w stanie zgodzić się na jakieś wspólne rozwiązanie, trzeba szybko tę zgodę przekształcić w czyn, bo takie chwile rzadko się zdarzają[/wyimek]

Nie podejrzewam, by Lech Kaczyński chciał tak naprawdę zablokować wprowadzenie euro w Polsce. Prawdopodobnie zdaje on sobie sprawę, że europejska waluta byłaby dla Polski dobrym rozwiązaniem, ale ze względu na swój elektorat, sytuację Prawa i Sprawiedliwości, nie chce tego głośno przyznać. A jednocześnie chce zaznaczyć swoją obecność w politycznej grze. Proponuje więc – i doprowadzenie do tego będzie jego sukcesem – by na temat wypowiedzieli się obywatele. Prezydent chce oczywiście użyć też referendum jako narzędzia politycznego, podobnie jak w kwestii prywatyzacji szpitali. Z tym, że są to dwie różne sprawy.

Byłem i jestem przeciwny przeprowadzeniu referendum w sprawie komercjalizacji, a potem prywatyzacji szpitali, bo to decyzja bardzo wycinkowa, powszechna wiedza na temat jest niewielka i referendum tak czy inaczej byłoby manipulacją dokonaną przez jedną albo drugą stronę. Bo nie sposób zawrzeć pytania na ten temat w jednym prostym zdaniu. Każdy skrót myślowy będzie manipulacją. Poza tym nie jest to decyzja o znaczeniu fundamentalnym, ale dotycząca jednej z wielu reform.

Być może gdybyśmy mieli taką tradycję demokracji bezpośredniej jak Szwajcarzy, ogłaszanie referendum w sprawie każdej ważniejszej reformy byłoby słuszne. Ale tak nie jest. A materia jest z jednej strony zbyt skomplikowana, a z drugiej nie zmienia ona ustroju kraju. Wyborcy, głosując na tę lub inną partię, wybierają model polityczny i ekonomiczny państwa, które promuje dana partia. Głosując na Platformę, wyborcy mogli się spodziewać tego typu zmian. Powiem więcej – zapewne spodziewali się zmian dużo bardziej radykalnych.

Dlatego powtarzam: powszechne referendum w sprawie komercjalizacji szpitali – i tak już odbywającej się od czasów rządów PiS – jest niepotrzebne i byłoby wyłącznie polityczną grą.

[srodtytul]Pieniądz to fundament[/srodtytul]

Sprawa euro jest czymś innym. To zmiana fundamentalna. To zmiana, którą odczuje bezpośrednio każdy obywatel Polski. To prawda, że głosując za wstąpieniem do Unii, głosowaliśmy za zapisami traktatu z Maastricht, który przewidywał przyjęcie przez Polskę euro. Ale wtedy nikt nie myślał poważnie o wspólnej walucie.

Ta zmiana jest rewolucyjna i wcale nieoczywista. Są silne ekonomicznie kraje, które się na to nie zdecydowały. To sprawa nie tylko ekonomii, ale też ważnego symbolu, kwestia ludzkich przyzwyczajeń, emocjonalnego przywiązania do czegoś, co bardzo silnie kojarzy się z własnym państwem. Jeśli jest spora grupa obywateli, która ma wątpliwości, należy dać im szansę się wypowiedzieć. Należy też dać szansę zwolennikom, aby dostarczyli argumentów i przekonali tych mających wątpliwości.

Skoro PiS i prezydent nie są entuzjastami szybkiej wymiany złotego na euro i pewnie radykalnie nie zmienią w tej sprawie zdania, to trzeba się z tym liczyć. Bez nich nie da się zmienić konstytucji. A poza tym w sprawach tak zasadniczych trzeba próbować osiągać minimalne porozumienie.

PiS i Lech Kaczyński mówią, a w każdym razie tak ich rozumiem: zróbmy referendum, jeśli Polacy zagłosują na „tak” – uszanujemy ich decyzję, zmienimy konstytucję i euro zostanie wprowadzone. Jeśli Polacy powiedzą „nie” – wtedy sprawa też będzie jasna.

Referendum doprowadzi do wielkiej debaty. Zapewne będzie w niej również wiele demagogii i partyjnych walk, ale padną też argumenty merytoryczne. Bo nie jest wcale tak, że 100 proc. ekonomistów uważa, iż najlepsze dla Polski jest błyskawiczne pozbycie się złotego. Bardzo chciałbym posłuchać wszystkich poważnych argumentów. I ja, i miliony Polaków mamy do tego prawo. Także po to, by być w pełni przekonanym do słuszności ostatecznej decyzji.

[srodtytul]Nie twórzmy religii[/srodtytul]

Przeciwnicy referendum przekonują, że taka debata tylko odstraszy inwestorów i da zły sygnał graczom rynkowym. Dlatego, za wszelką cenę trzeba tego uniknąć. Mam wrażenie, że ta część komentatorów i polityków tworzy nową religię. Euro albo koniec świata. Dlaczego otwarta dyskusja miałaby kogokolwiek odstraszyć? Jeśliby się okazało, że obywatele nie chcą euro, to – przepraszam – ale nie można czegoś robić wbrew woli większości. Negatywny wynik referendum zmartwiłby mnie, ale jeszcze bardziej zmartwiłoby narzucanie woli siłą większości przez mniejszość.

Zresztą podejrzewam, że tak się nie stanie i przy obecnym euroentuzjazmie Polaków głosowanie w większości będzie na „tak”. Polskie społeczeństwo w ważnych chwilach wykazuje się bardzo dobrą intuicją i obiera właściwy kierunek.

A jeśli tak się stanie, wówczas będzie łatwiej przeprowadzić całą operację, będzie ona miała pełną legitymizację, obywatele będą mieli poczucie, że dokonali wyboru, i zaufanie obywateli do państwa może wzrosnąć. Gdyby odbyło się to wbrew woli, bez pytane o zgodę – to zaufanie mogłoby się jeszcze zmniejszyć. A jak wiadomo zaufania – mimo że jakiś czas było to ulubione słowo i odmieniane przez wszystkie przypadki przez premiera Tuska – mamy w Polsce deficyt. I jest to poważny problem.

[srodtytul]Demokracja niekomfortowa[/srodtytul]

I ostatni argument. Zdaje się, że dwie najważniejsze siły polityczne – czyli Platforma i PiS z prezydentem – są się w stanie zgodzić na przeprowadzenie referendum. A jeśli są się w stanie zgodzić na jakieś wspólne rozwiązanie, trzeba się cieszyć i szybko tę zgodę przekształcić w czyn, bo jak pokazuje historia ostatnich trzech lat współżycia PiS i PO, takie chwile rzadko się zdarzają.

Proponowany termin wyborów do parlamentu europejskiego wydaje się być rozsądny. Wymaga znacznie mniej przygotowań – ponad pół roku to dobry czas na przeprowadzenie wyczerpującej kampanii. A ewentualna pozytywna decyzja podjęta w czerwcu pozostawi jeszcze odpowiedni czas do jej realizacji.

Pytanie o zdanie obywateli w referendum wymaga od polityków, ekspertów i komentatorów nie kręcenia nosem, tylko poważnej pracy – tłumaczenia, przekonywania, pokazywania możliwych scenariuszy i skutków. A także wskazania, jak ustrzec się negatywnych skutków, które też są przecież możliwe. To trudniejsze i mniej komfortowe od decydowania ponad głowami obywateli. Ale nikt nigdy nie twierdził, że demokracja jest komfortowa.

Jako zwolennik szybkiego wejścia do strefy euro uważam, że referendum jest najlepszym, najbardziej skutecznym i najbardziej uczciwym wobec obywateli sposobem na rozstrzygnięcie wątpliwości i umożliwienie sprawnej zamiany złotego na wspólną walutę.

Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości