To prawda – w sprawie krzyża władze popełniły wiele błędów. Od zbyt pospiesznej deklaracji prezydenta elekta przez brak rozmów z protestującymi i unikanie deklaracji o upamiętnieniu ofiar katastrofy aż po zasłanianie się decyzją miejskiego konserwatora zabytków. Konserwatora, który w innych sprawach nie reagował dotąd tak błyskawicznie i stanowczo. A w tym przypadku stwierdził, że pomnika nie da się postawić, i już – co jest kompletną bzdurą, bo przestrzeń publiczna nie jest raz na zawsze zamknięta. To żywa tkanka, na którą historia nanosi nowe znaki. Na pewno można by znaleźć sposób na ustawienie obelisku w okolicach Pałacu Prezydenckiego.
Szkoda, że w porę nie rozpoczęto na ten temat dyskusji, nie zaproszono do niej urbanistów, architektów oraz artystów. Zabrało wrażliwości, która mogłaby złagodzić napiętą sytuację.
Trudno mi jednak także usprawiedliwiać obrońców krzyża. Nie rozumiem, czemu miała służyć ich demonstracja. Upamiętnieniu ofiar katastrofy? Wyjaśnieniu jej przyczyn? Zamanifestowaniu wiary? Trudno pojąć, bo skutki już są i będą opłakane.
Równie ciężko byłoby bronić postawy Prawa i Sprawiedliwości. Żadna z partii nie powinna czynić z symbolu religijnego narzędzia politycznej walki. Dziś w Polsce swoboda wyznania nie jest zagrożona, nie niszczy się i nie usuwa symboli religijnych.
W sprawie krzyża zawarto porozumienie. Nawet jeśli umowa pomiędzy harcerzami, którzy krzyż postawili, a kurią i Kancelarią Prezydenta nie była doskonała, nie uwzględniała wszystkich problemów, nawet jeśli budziła sprzeciw u niektórych, to powinna być uszanowana.