– Donald Tusk jest znakomitym kreatorem własnej rangi i pozycji – uważa politolog Wawrzyniec Konarski. – Jest równie skuteczny, co cyniczny.
Przywództwo należy ciągle potwierdzać. Ta mądra skądinąd myśl jest – jak wszystko na to wskazuje – inspiracją ostatnich poczynań lidera Platformy. Co ciekawe, te nowe poczynania rozpoczęły się w momencie, gdy Tusk ogłosił, że za cztery lata nie będzie się już ubiegał o szefowanie PO. Kim więc zamierza być? Troskliwym dziadkiem czy ponownie wydawcą urokliwych albumów o Gdańsku?
Według informacji dochodzących z otoczenia Tuska jego celem jest funkcja szefa międzynarodowej instytucji, najlepiej takiej, która jest związana ze strukturami UE. O tym zamiarach mówiono w partii już wtedy, gdy nieoczekiwanie zrezygnował z walki o prezydenturę. Skąd jednak teraz te nowe jesienne szaty premiera? Co właściwie zdarzyło się w ostatnich tygodniach? Oprócz, jak co roku o tej porze, prac nad budżetem państwa?
Kilka spraw. Rozkręca się kampania samorządowa, trwa domykanie list i personalne przymiarki do stanowisk w sejmikach. Uzgadniano skład zarządu PO. Z partii postanowił odejść Janusz Palikot, który chce stworzyć własne ugrupowanie. Grzegorz Schetyna zaczął urzędować w roli marszałka Sejmu i pierwszego wiceprzewodniczącego PO, tracąc fotel sekretarza generalnego. Od kilkunastu tygodni prezydentem Polski jest Bronisław Komorowki, którego Tusk namaścił na to stanowisko. W tle rozgrywają się kolejne odsłony próby wyjaśniania przez ludzi PiS tragedii smoleńskiej. A w otoczeniu premiera pojawiły się obawy o spadek notowań, na razie nie tyle Platformy, ile rządu, a przede wszystkim jego szefa. Natomiast za rok wybory parlamentarne, których wynik ma mu dać ponowne premierostwo. Polityczne „tu i teraz“ jest więc bardzo bogate. Wymagające zdecydowanych działań, choćby były to tylko działania piarowskie.
Tusk, co trzeba mu przyznać, nawet z odległych zdarzeń potrafi wyciągać naukę. Jednym z tych najważniejszych – jak opowiadają jego starzy kompani – było zdarzenie z początku lat 90. Tusk, wówczas zapowiadający się świetnie młody lider liberałów, doprowadził w Sejmie I kadencji do niemal podwojenia posłów swojego klubu. Pozyskał nie tylko „piwoszy“ Janusza Rewińskiego, ale i pięciu prominentnych posłów Porozumienia Centrum Jarosława Kaczyńskiego. Z Andrzejem Urbańskim i Józefem Orłem. Nowy, ponad 50-osobowy klub miał wybrać swojego szefa. Zdawało się, że w sposób oczywisty zostanie nim dotychczasowy przewodniczący, który doprowadzi do jego „rozmnożenia“.