– Chcę wprowadzić nowy, świecki obyczaj, że politycy w momencie, kiedy są wybrani przez ludzi, odpowiadają przed ludźmi, a nie przed hierarchią kościelną – powiedział kilka dni temu premier Donald Tusk, pytany o słowa abp. Henryka Hosera o ekskomunice, na którą narażają się posłowie popierający bardziej liberalne zapisy w sprawie metody in vitro. Tusk w tym samym wywiadzie w TOK FM zadeklarował, że poprze proponujący takie rozwiązania projekt ustawy przygotowany przez Małgorzatę Kidawę-Błońską. Tym samym dał sygnał, że nie poprze bardziej „strawnego” dla Kościoła projektu autorstwa Jarosława Gowina. – Niektórzy politycy mają skłonności do takiego zachowania, jakby byli biskupami, a niektórzy biskupi, jakby byli posłami – komentował krytyczną postawę biskupów. To język, który w odniesieniu do Kościoła nie był używany wcześniej przez szefów rządów, także tych wywodzących się z SLD.
Gdy dorzucimy do tego wypowiedzi Pawła Grasia, jednego z najbliższych współpracowników premiera, uzyskamy obraz PO jako partii wchodzącej w zwarcie z Kościołem. Graś stwierdził, że Kościół w sprawie in vitro straszy i szantażuje. Kilka miesięcy temu ostro skrytykował biskupów za to, że nie stanęli po stronie rządu w sporze o krzyż na Krakowskim Przedmieściu.
Dlaczego partia, która sama nazywa siebie konserwatywno-liberalną, podkreślająca katolicyzm swojego kandydata w wyborach prezydenckich, teraz schodzi na antyklerykalne pozycje? Odpowiedź poniekąd dał Gowin w wywiadzie dla „Tygodnika Powszechnego”: „Platforma jest pod gigantyczną presją 'salonu warszawskiego', który chce ją skolonizować, robiąc z niej Unię Wolności”.
Była to odpowiedź na pytanie o naciski w sprawie odwołania pełnomocnik ds. równego traktowania Elżbiety Radziszewskiej. W tej sprawie Tusk nie ustąpił. Kierował się nie tyle ideologią, ile niechęcią do tego, by ktoś z zewnątrz meblował mu rząd. Ale to spowodowało, że z wychyłu w prawo trzeba było przechylić się w lewo.
Tym bardziej że zmieniają się nastroje społeczne. Politycy PO są przekonani, że awantura o krzyż i antykościelna kampania prowadzona pod hasłami piętnowania działań Komisji Majątkowej spowodowały wzrost nastrojów antyklerykalnych i lewicowych. Boją się straty wyborców na rzecz SLD i ugrupowania Janusza Palikota. Laicyzacyjny trend mają pokazywać zamawiane przez partię badania. Palikot i jego ugrupowanie według sondażu publikowanego kilka dni temu w „Gazecie Wyborczej” może liczyć teraz tylko na 2 proc. głosów. – Mimo to nie lekceważyłbym jego pieniędzy i pomysłowości – to głos jednego z szefów regionów PO, i nie jest to opinia odosobniona. Platformę niepokoją zażyłe kontakty Palikota z liderem SD Pawłem Piskorskim. Boją się, że to on zbuduje struktury nowej partii. O jego zdolnościach organizacyjnych dawni koledzy z PO mówią, że jest lepszy „nawet od Schetyny”. Zwrot w lewo wymusza też postawa Grzegorza Napieralskiego.