Jedną z przyczyn była spontaniczność owego zjawiska, które wprawdzie wyrastało z polskiej tradycji czy konkretnych wydarzeń – pierwsza pielgrzymka Jana Pawła II do kraju oraz działania opozycji lat 70. – ale zaskoczyło wszystkich i rozwijało się niejako organicznie, poza jakimkolwiek planem i kontrolą. Trudno odnosić je do gotowych idei, gdyż sam ruch winien stać się źródłem intelektualnych odkryć. Jego wielowymiarowość może wydawać się niespójnością, choć jego uczestnicy mieli odwrotne wrażenie. Niespodziewanie odzyskana tożsamość przez czas jakiś pozwalała przekraczać naturalne napięcia, jakie dzielą nawet najlepiej zestrojoną wspólnotę.
[link=http://blog.rp.pl/wildstein/2010/11/22/nieopisana-solidarnosc/ "target=_blank"][obrazek=http://rzeczpospolita.pl/pliki/var/dyskusja.jpg] [/link]
Myślałem o tym wszystkim podczas konferencji na temat "Solidarności" zorganizowanej przez krakowski Ośrodek Myśli Politycznej oraz pismo Klubu Jagiellońskiego "Pressje".
Ostatni jego numer zatytułowany "Postmodernistyczna Solidarność" jest próbą uchwycenia natury tego ruchu. Pomysł, aby wielką narodową konfederację, jaką była "Solidarność", czytać przez nieco przywiędłe intelektualne nowinki w wydaniu Jean-Francois Lyotarda czy Gianniego Vattimo, budzić musi sprzeciw. Trudno oprzeć się wrażeniu, że jest w tym spora doza właściwego (nie tylko) młodości efekciarstwa, które każe zestawiać nieprzystające do siebie zjawiska, aby błysnąć oryginalnością pomysłu i odcisnąć się w zbiorowej pamięci. Sam jednak fakt zajęcia się "Solidarnością" przez młodych intelektualistów, dla których jest ona wyłącznie zjawiskiem historycznym, świadczy, że zrozumieli oni zarówno jej znaczenie, jak i ideową głębię.
Można mieć nadzieję, że to sygnał czasu, który oczyszcza pamięć i pozostawia to, co ważne. Młodzi mogą słusznie zarzucać nam, że to sami uczestnicy "Solidarności" roztrwonili jej dziedzictwo i nie zajęli się jego przemyśleniem. Niektórzy wstydliwie się go wypierają, a nawet dezawuują, inni usiłują wykuć z niego użyteczne pomniczki. Inicjatywy takie jak "Pressji" prowokować muszą tych, którzy poważnie traktują swoje, wprawdzie byłe, ale najważniejsze przecież, zaangażowania.