Na razie główne strony politycznego sporu mogą czuć się rozczarowane. Zarówno ci, którzy liczyli na gigantyczne manifestacje, które będą początkiem końca rządu Donalda Tuska, jak i ci, którzy marzą o tym, by wszelkie próby upamiętniania ofiar katastrofy smoleńskiej zepchnąć do getta politycznego folkloru. Wydaje się jednak, że z rocznicowej próby sił to PiS wyszedł zwycięsko.
Po pierwsze, sympatycy Prawa i Sprawiedliwości nie dali się sprowokować, choć władze Warszawy zrobiły sporo, by zagrać im na nerwach. Tak trzeba określić odgrodzenie części Krakowskiego Przedmieścia, uniemożliwienie oddawania hołdu ofiarom w tym samym miejscu co rok temu, usypanie absurdalnej piaskownicy i wynoszenie kwiatów i zniczy za pomnik księcia Poniatowskiego.
Dobrym posunięciem było zainaugurowanie działalności Ruchu Społecznego im. Lecha Kaczyńskiego. To pozwoli na "odklejenie" tematyki smoleńskiej od PiS. Partia będzie mogła krytykować rząd w sprawach społecznych i gospodarczych, pozostawiając ruchowi walkę o upamiętnienie ofiar i pełne wyjaśnienie przyczyn katastrofy.