O korupcji przy prywatyzacjach – Zbigniew Ziobro i Andrzej Zybertowicz

Zatrzymanie gen. Czempińskiego przez CBA uruchomiło dyskusję na temat korupcji, do jakiej dochodziło przy największych prywatyzacjach. Oto komentarze Zbigniewa Ziobry i Andrzeja Zybertowicza

Publikacja: 30.11.2011 10:34

O korupcji przy prywatyzacjach – Zbigniew Ziobro i Andrzej Zybertowicz

Foto: W Sieci Opinii


Zbigniew Ziobro o sprawie gen. Czempińskiego:


Nie byłem zaskoczony. Będąc prokuratorem generalnym, odbyłem wizytę w Szwajcarii, w związku ze śledztwem w sprawie prywatyzacji firm energetycznych. Po rozmowach z tamtejszymi prokuratorami muszę przyznać, że bardziej zaskakujące było to, że tak długo nie było żadnych konkretnych zarzutów w tej sprawie. Z wiedzy Szwajcarów wynikało, że osoby publicznie znane posiadały w tamtejszych bankach gigantyczne pieniądze, które nie miały nic wspólnego z ich oficjalnymi zarobkami. Pewne opóźnienia mogły wynikać z przewlekłości procedur ujawnienia tajemnicy bankowej. (...)


To znak, że w prokuraturze są jeszcze ludzie, dla których przyzwoitość ma znaczenie. Z drugiej strony mamy jednak wypuszczenie podejrzanych na wolność, choć w grę wchodzą gigantyczne pieniądze i straty Skarbu Państwa. (...) Niestety, ostatnie lata to spadek determinacji do walki z korupcją. "Załatwienie" afery hazardowej wskazuje na to, że w sprawach związanych z politykami i innymi ważnymi postaciami dominuje oportunizm.


Ziobro kontynuuje:


Polskie służby nie reagowały na sygnały o korupcji przy prywatyzacjach. Gdyby to robiły, to większość prywatyzacji kończyłoby się skutecznym oskarżeniem i skazaniami. Z miejsca prokuratora generalnego widziałem, jak polskie państwo jest bezradne wobec przestępców wagi ciężkiej, którzy obracają łapówkami rzędu miliona złotych i wyższymi. Większości spraw związanych z rozdaniem za bezcen majątku publicznego, niestety, nie da się wyjaśnić. Prawo z lat 90. przewidywało szybkie przedawnienia. I takie prawo mieliśmy nie przez przypadek.


Z kolei prof. Andrzej Zybertowicz o kulisach pierwszych prywatyzacji mówi:


W różnych prywatyzacjach było różnie. PRL była państwem policyjnym – tajne służby miały pozycję uprzywilejowaną. Służby posiadały informatorów we wszystkich kluczowych instytucjach, w szczególności w tych, które w PRL były odpowiedzialne za handel zagraniczny. Czyli w centralach handlu zagranicznego. Osoby, które pełniły w nich ważne funkcje, odnosiły wysokie korzyści. (...) Nie należy sprowadzać wszystkiego do funkcjonariuszy tajnych służb. To, o czym mówimy, dotyczyło dość wąskiej grupy najinteligentniejszych i najlepiej zorganizowanych.

Wielu funkcjonariuszy tajnych służb oraz członków nomenklatury partyjnej było tylko lokalnymi przewodnikami zachodnich grup kapitałowych, które weszły na nasz rynek. Ponieważ reguły gry były nieprzejrzyste, środowiska, które posiadały kontakty w instytucjach starego systemu, wystąpiły w roli lokalnych przewodników. Sprzedawali lokalny know-how podmiotom, które wnosiły kapitał zagraniczny.


 Zybertowicz mówi także o siatce powiązań w tym procesie:


Media funkcjonowały nie tylko w kulturowej, ale i w biznesowej przestrzeni transformacji. Choćby przez uzależnienie od podmiotów zagranicznych, które wchodząc na polski rynek sypały reklamami, by zbudować sobie markę. Media  współodpowiadają, bo znalazły się w konflikcie interesów. Teoretycznie rzecz biorąc prywatyzacja powinna wyglądać tak: jest decyzja rządu, ministerstwo skarbu państwa wynajmuje zewnętrzny podmiot, który wskazuje, jaka ścieżka prywatyzacji byłaby najlepsza w danym przypadku, otwiera się coś w rodzaju aukcji, zgłaszają się oferenci i wybierana jest najlepsza oferta.

Ale gdy w tych trzech miejscach: w ministerstwie, firmie consultingowo–doradczej oraz w podmiocie, który dokonuje nabycia aktywów, działa lub tylko ma dobre kontakty to samo środowisko, to mamy konflikt interesów. (…) Rola środowisk typu tego jak te powiązane z Gromosławem Czempińskim polegała na tym, że one umiały budować pomosty pomiędzy tymi trzema ogniwami.

(…) Kiedy jednak wchodzące w grę powiązania oparte są na wywodzącej się ze starego systemu sieci informatorów służb, której to sieci kontury mieli w głowie wysocy funkcjonariusze SB i służb wojska, to żadne normalne instytucje kontrolne, łącznie z prokuraturą nie są w stanie konfliktu interesów rozpoznać. I warunki prywatyzacji mogą być ustalane pod kątem nabywcy z góry przesądzonego.


Czy można było zapobiec takiej sytuacji? Prof. Zybertowicz podsumowuje:


Pewnych błędów nie można było uniknąć, bo to był proces historycznie bez precedensu. W grę wchodziła też ogólna mitologia transformacji, która uznawała ten proces za szlachetny marsz ku demokracji i wolnemu rynkowi bez brania pod uwagę, że obecne są grupy interesów, które powinny być monitorowane. (…) Trzeba było powołać odpowiednika CBA o 10 lat wcześniej. Tylko ta służba ma ustawowy zakaz zatrudniania byłych funkcjonariuszy i tajnych współpracowników byłych służb PRL.

Zbigniew Ziobro o sprawie gen. Czempińskiego:

Nie byłem zaskoczony. Będąc prokuratorem generalnym, odbyłem wizytę w Szwajcarii, w związku ze śledztwem w sprawie prywatyzacji firm energetycznych. Po rozmowach z tamtejszymi prokuratorami muszę przyznać, że bardziej zaskakujące było to, że tak długo nie było żadnych konkretnych zarzutów w tej sprawie. Z wiedzy Szwajcarów wynikało, że osoby publicznie znane posiadały w tamtejszych bankach gigantyczne pieniądze, które nie miały nic wspólnego z ich oficjalnymi zarobkami. Pewne opóźnienia mogły wynikać z przewlekłości procedur ujawnienia tajemnicy bankowej. (...)

Pozostało 87% artykułu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Potrzeba nieustannej debaty nad samorządem
Publicystyka
Piotr Solarz: Studia MBA potrzebują rewolucji