Mnie słowo „federacja” nie przeraża, choć zawsze mówię o państwach członkowskich UE, a państwowość zawiera w sobie domniemanie suwerenności, bo tylko państwa są suwerenne. Dlatego wydaje mi się, że powinniśmy uznać, iż Unia Europejska jest bardzo ścisłym związkiem państw o wielu cechach federacji, który tym się różni od innych federacji, że należące do UE kraje zachowują suwerenność w tym kluczowym znaczeniu, jakim jest możność przystępowania do niej i występowania z niej.
Sikorski przypomina, że o federacji mówiono już wcześniej:
Po pierwsze o federacji, w tonie aprobującym, w swoim pierwszym większym wystąpieniu zagranicznym mówił w Berlinie także Lech Kaczyński. W kontekście przyszłego członkostwa Ukrainy i Gruzji wypowiadał się o UE jako o przyszłej federacji bez wstrętu, wtedy, gdy społeczeństwa do tego dojrzeją. To dowodzi ciągłości ideowej w polskiej polityce zagranicznej. Po drugie słowo „federacja” nie jest w polskim dyskursie konstytucyjnym pojęciem pejoratywnym.
Mamy wręcz dumne tradycje federalizmu, nie tylko z czasów I Rzeczypospolitej czy wysiłków Józefa Piłsudskiego. (…) Dziś użycie słowa „federacja” w odniesieniu do UE uważają zaś za zdradę.
Sądzę, że wiem, co ich boli. Otóż uważam, że dzisiejszych polityków prawicowych niepokoi nie federacja w ogóle, lecz taka, w której my nie mamy pakietu kontrolnego. Bo taka, w której jesteśmy strona dominującą, jest super.