Joanna Lichocka w tekście zamieszonym na portalu niezależna.pl pisze:
Nie wiemy, kto wrzucił mediom nagranie z rozmowami dwóch prominentnych działaczy PSL o sytuacji w Elewarrze i kręceniu tam lodów, ale wiadomo, że najważniejsze osoby w kraju znały sprawę znacznie wcześniej, niż dowiedziała się o niej opinia publiczna.
Bez wątpienia świadomość, co dzieje się w Elwarrze, miał Donald Tusk. Wiedział choćby z raportu Najwyższej Izby Kontroli, która alarmowała ponad rok temu o nepotyzmie i nielegalnie wypłacanych sobie pieniądzach przez zatrudnionych tam ludowców. Zaleciła nawet, rzecz jasna bezskutecznie, zwrot blisko półtora miliona złotych nienależnie pobranych wynagrodzeń. Historia zawłaszczania przez działaczy PSL akurat tej spółki jest dłuższa, ale i podobnie głębiej w przeszłość sięga też wiedza premiera.
Blogerka Kataryna, jak podkreśla publicystka, przypominała publikację "Rzeczpospolitej" z 2008 r., traktującą o nieprawidłowościach w spółce ElewARR:
Premier był wówczas, rzecz jasna, w tej kwestii bardzo zasadniczy, ze zmarszczonymi brwiami nie tylko zapowiadał „badanie”, ale też oświadczył: „To nie ma koloru partyjnego. Każdy taki przypadek, czy on będzie dotyczył PSL, czy PO będziemy badać i to w trybie pilnym, i reagować”. I jeszcze zapewnił, że jeśli urzędnicy tego nie zrozumieją, to „znajdą się w kłopocie i to dość szybko”.