Piotr Gociek o głównej linii podziału Polaków

Mieszczanin naszego nowego wspaniałego świata który nastąpił po 1989 r. jest dzieckiem trzech tradycji: przedwojennej dulszczyzny, peerelowskiego człowieka stłamszonego oraz euroentuzjazmu na miarę nieznaną innym narodom Europy

Publikacja: 04.08.2012 10:37

Piotr Gociek o głównej linii podziału Polaków

Foto: W Sieci Opinii

Piotr Gociek, publicysta „Uważam Rze” i Radio Wnet, na łamach „Plus Minus Rzeczpospolitej” przeprowadza gruntowną analizę myślenia nowych „strasznych mieszczan”, czyli tych którzy przez socjologów określani są jako „młodzi, wykształceni, z wielkich miast”. Po czym podsumowuje kluczowe fale, który złożyły się na konglomerat wierzeń tej ważnej grupy społecznej:

Po pierwsze – to najgorsze cechy przedwojennego strasznego mieszczanina: zadufanie w sobie, nieuzasadnione przekonanie o własnej wyższości, pogarda dla biedniejszych, mniej wykształconych, dla prowincjuszy (choć dopiero co samemu było się takim prowincjuszem – ale mieszczanie z awansu to swej przeszłości nienawidzą najbardziej).

Na to, zdaniem Goćka nakładają się „popłuczyny mentalności nowej miejskiej klasy średniej wytworzonej przez komunizm i socjalizm” ludzi kolejnych planów i kombinatów:

Na wielkich budowach socjalizmu i podczas powojennej „normalizacji" zastąpiono wymordowane elity miejskie, ziemiańskie i intelektualne nowym mieszczaństwem. Zostało ono w pełni uformowane przez ideologię, nauczone posłuchu, przygięte do ziemi i wprzęgnięte w pracę na rzecz nowego ustroju.

Bo jak zauważa:

Straszny mieszczanin PRL często pochodził z wiejskiego awansu, karierę zrobił przez partię, wiedział dobrze, że awansują i w miarę dobrze się mają tylko ci, którzy siedzą cicho i są odpowiednio podwieszeni. Z Kościoła kpił w najlepszym stylu palikotowców, choć dziecko czasem chrzcił po cichu – głośno za to narzekał, że księża to „czarne kruki", pazerne łotry i sojusznicy tych arystokratów przedwojennych, co to Polskę przetracili.

Na ten bagaż, jak się okazuje wcale niesprzecznych doświadczeń, nałożyła się trzecia warstwa mentalności, ukształtowana po roku 1989:

Dawny kołtun socjalistyczny przekwalifikował się na kapitalistę i w ogóle wyznawcę wolnego rynku – ale takiego rynku odpowiednio ustawionego, w którym on i jemu podobni mogli wiele, a utrącano tych, którzy próbowali zrobić karierę bez wsparcia postkomunistycznych banków, urzędników i dawnych kolegów z różnych rodzajów służb.

Szybko doszlusowali do niego nowi drobnomieszczanie dwóch rodzajów: rozrastająca się kasta urzędnicza oraz ci kapitaliści, którzy zamiast się stawiać układowi transformacyjno-nomenklaturowemu pogodzili się ze swoim miejscem w szyku. I postanowili dziobać karnie mniejsze okruszki, podczas kiedy poważni gracze dzielą się prawdziwym tortem. Połączyła ich wszystkich niechęć do „solidaruchów", którym marzyła się uczciwa prywatyzacja, prześwietlenie dziwnie zdobytych majątków, dekomunizacja i lustracja. Połączyła ich też niechęć do Kościoła, „ajatollahów", ZChN który zbliża się, i tak dalej. Krótko mówiąc – nauczyli się nienawidzić moherów i gardzić nimi, zanim jeszcze moher został przez Tuska zdefiniowany.

No i wreszcie trend na proeuropejskość – najlepszą gwarancję zostawienia za sobą kruchty, mohera i tych wszystkich irytujących ubogich. Pospołu zostali więc gorliwymi wyznawcami zjednoczonej Europy, świeckiego superpaństwa.

I odnosząc się do wciąż rozpalającego emocje „Alfabetu lemingów” Roberta Mazurka, który ukazał się w jednym z lipcowych „Uważam Rze”, pointując stawia tezę:

Główna linia podziału przebiega dziś w Polsce nie między moherami i lemingami, pisowcami i platfusami czy postkomuchami a post-solidarnościowcami. Ale że jest to podział na tych, którzy od Polaków wymagają, i tych, którzy nie wymagają od nich niczego.

Jeśli na strasznych mieszczan spojrzymy z takiej perspektywy, okaże się, że ich wybór jest całkowicie racjonalny: oddają głos na tych, którzy mówią: „bawcie się spokojnie, byczo jest, a będzie jeszcze lepiej". Głosują na tych, którzy nie zawracają im głowy koniecznością poświęcenia się – rodzinie, dzieciom, ojczyźnie, tylko na wszystko mają gotową odpowiedź: zostawcie to nam. Nie bawcie się w politykę, ona jest brudna, nie miejcie poglądów, one prowadzą do ekstremizmów, nie wierzcie w nic poza tym, że przyszłość może być tylko lepsza. A dlaczego ma być lepsza? Bo my wam to mówimy.

Piotr Gociek, publicysta „Uważam Rze” i Radio Wnet, na łamach „Plus Minus Rzeczpospolitej” przeprowadza gruntowną analizę myślenia nowych „strasznych mieszczan”, czyli tych którzy przez socjologów określani są jako „młodzi, wykształceni, z wielkich miast”. Po czym podsumowuje kluczowe fale, który złożyły się na konglomerat wierzeń tej ważnej grupy społecznej:

Po pierwsze – to najgorsze cechy przedwojennego strasznego mieszczanina: zadufanie w sobie, nieuzasadnione przekonanie o własnej wyższości, pogarda dla biedniejszych, mniej wykształconych, dla prowincjuszy (choć dopiero co samemu było się takim prowincjuszem – ale mieszczanie z awansu to swej przeszłości nienawidzą najbardziej).

Pozostało 84% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości