Waldemar Łysiak z matematyczną ścisłością wylicza cechy obecnej prezydentury:
Po pierwsze: słabość umysłowa. Bardzo wszechstronna, od intelektualnej po erudycyjną i ortograficzną (…) inne słabości punktują prawicowe media, wytykając Komorowskiemu fatalną znajomość Konstytucji RP (brednie o „wecie prezydenckim”), nędznawą wiedzę o Radzie Polityki Pieniężnej (według Komorowskiego RPP „ustala kursy”), ogłaszanie wyjścia z Afganistanu jako „wyjścia z NATO”, prezentowanie Marka Belki jako byłego zastępcy sekretarza generalnego ONZ (…) Tę listę można byłoby ciągnąć długo. Stąd co i rusz padają brzydkie diagnozy, od eufemistycznych były szef „Wprost ", Marek Król, przezwał walory umysłowe prezydenta „małą samodzielnością intelektualną", 2011), do soczystszych (kardynał Dziwisz, jak podała prasa, miał parsknąć: „Co za dureń!”, 2010)
Po wtóre, wylicza felietonista:
Brak klasy. To jest manier, obycia, kulturalnego zachowania na przynajmniej elementarnym poziomie. Dziwne w przypadku mniemanego hrabiego (…). Joanna Lichocka („Rzeczpospolita"): „Komorowski pada ofiarą braku obycia, luk w wykształceniu, czy rubaszności, która niestety bywa całkiem prostacka" (2011). Jak choćby sugerowanie prezydentowi Obamie, że pani Obamowa może być niewierna, czy jak zabranie szwedzkiej królowej kieliszka z winem do wzniesienia toastu, czy jak siadanie przy stojącej Angeli Merkel i nie przejmowanie się, że osłupiała pani kanclerz dalej stoi, czy jak prawie półgodzinne spóźnienie na rozmowę z papieżem Benedyktem XVI, czy jak trzymanie parasola nad własną głową i zezwalanie sterczącemu obok prezydentowi Sarkozy'emu, by mókł od sążnistej ulewy, etc., etc.
Łysiak zarzuca Bronisławowi Komorowskiemu „wazelinowanie Berlina”, a przede wszystkim „służalczość wobec Ruskich”: