Faktem jest, że partia Kaczyńskiego musi zrobić wizerunkowy szpagat: zmienić wizerunek i pokazać, że jest konstruktywną opozycją, realną alternatywą dla Tuska, partią, z której propozycjami gospodarczymi dyskutują najważniejsi ekonomiści w kraju, ale z drugiej strony zbytnim wahnięciem w stronę centrum nie wywołać konsternacji u bardziej smoleńskiego elektoratu.
Dlatego spin doktorzy nie chcieli zamilknąć o Smoleńsku, lecz zmienić język, jakim się o nim mówi.
Nasi rozmówcy pokazują przykład: zamieszanie z ekshumacjami odwróciło uwagę od tego, co w całej sprawie najważniejsze. Rodzina Anny Walentynowicz oświadczyła wczoraj, że nie rozpoznała jej ciała, a w trumnie są zwłoki innej osoby. Ta informacja to świetny argument na rzecz tezy o tym, jak od początku fatalnie prowadzona była sprawa śledztwa smoleńskiego i jakie konsekwencje ma to dziś. PiS może pokazać, że zgoda na rosyjski zakaz otwierania trumien była wielkim błędem. Ba, pozwala postawić bardzo niewygodne pytania Ewie Kopacz, która tuż po katastrofie zapewniała, że polscy lekarze uczestniczyli w sekcjach.
Gdy posłowie PiS urządzają pikiety na cmentarzach i pytają premiera, czy wyśle na nich czołgi, sprawa zaczyna jednak pachnieć groteską. Zamiast merytorycznego punktowania (które pomogło w sprawie Amber Gold) emocjonalny przekaz. Efekt? PiS nie tylko dowodzi, że jest partią jednego tematu (przepychanki z żandarmerią wojskową, nazwaną przez posłankę PiS bezimienną i tajną bojówką, przebijają się w mediach znacznie lepiej niż program gospodarczy), ale i że nawet tym jednym tematem nie potrafi się skutecznie zajmować.
Prezes się zmienił?
Zaskakujące w tej sytuacji są dwie sprawy. Po pierwsze, że to nie Jarosław Kaczyński był tym, który wysadził w powietrze jesienną ofensywę PiS. Choć wszyscy spodziewali się, że to on wyjdzie któregoś dnia i opowie o zdradzonych o świcie, prezes PiS zachowuje od kilku miesięcy zimną krew. Teza o jego politycznym wypaleniu okazuje się przedwczesna, podobnie jak plotki o tym, że odpuścił realną walkę o władzę. Skoro potrafi temat, który traktował tak osobiście, nieco schować, skoro potrafi wycofać się np. z debaty o Amber Gold, by umożliwić SLD i Ruchowi Palikota głosowanie za wnioskiem PiS o komisję śledczą, świadczy to o wciąż dużej determinacji politycznej.
Po drugie, widać coraz wyraźniejszy spór pokoleniowy w PiS. Młodsi, merytorycznie przygotowani posłowie punktują koalicję to za nepotyzm, a to za kwestie gospodarcze, a to za Amber Gold. Choć popełniają błędy, dopuszczenie ich na pierwszą linię frontu pomaga partii. Jednocześnie jest w PiS sporo osób, które w imię wierności swym żelaznym zasadom nie zawahają się storpedować każdego planu wizerunkowej odnowy partii.