W relacjach uderzający był ton niepewności. Nie wiadomo, kto tu działa prawnie. Każda strona ma swoją wersję, dziennikarze ledwie są w stanie je zreferować.
Rozumiem tłumaczenie rzeczniczki firmy, która w imieniu miasta zarządza tymi podziemiami, że skoro ktoś nie spłaca należności, można mu zająć własność. Ale czy wykonywaniem prawa powinni się zajmować ochroniarze? Policja dworcowa się przyglądała, nawet gdy bito człowieka. Czy taka jest w praworządnym kraju rola policji? Zawsze myślałem naiwnie, że gdy ktoś ma do czegoś prawo, zwraca się o wyegzekwowanie tego prawa właśnie do policjantów.
Ta prywatyzacja wymiaru sprawiedliwości to zmora Polaków. Ci, co sięgają po ochroniarzy, mogą się tłumaczyć, że zaufanie sądom i policji oznaczałoby pełną bezradność wobec nieuczciwych dłużników czy ludzi zajmujących nie swoją własność. Jeśli tak, to mamy do czynienia z koszmarem. Jeśli zaś istnieje możliwość dochodzenia prawa normalną drogą, a bogatsi i silniejsi sięgają po ochroniarzy pochopnie i bezprawnie (lub półprawnie, bo interpretacja wielu przepisów pozostaje niejasna), tym głośniej trzeba pytać: gdzie my żyjemy?
Do tych pytań dodam następne. Czy podnoszenie czynszów bez końca w ruchliwym punkcie wielkiego miasta jest zgodne z interesem społecznym? Chodzi przecież o dostęp warszawiaków i podróżnych do najbardziej popularnych sklepów. To materiał na debatę na temat polityki ekipy Hanny Gronkiewicz-Waltz. A zarazem trudno zaprzeczyć, że kupcy łamią prawo. Tylko że to nie usprawiedliwia metody rozprawy z nimi.
To jeden z wielu tematów, jakie warto podrzucić politykom. Panu premierowi, który ma w piątkowym exposé tłumaczyć nam znowu sens swoich rządów. W społecznych odczuciach PO jest dziś partią takiego półprywatnego systemu wymierzania sprawiedliwości.