Publicysta analizował również polski system partyjny:
Rządzi nami postkolonialna mentalność? Przesadza pan.
- Nasze społeczne elity - elity w sensie technicznym, czyli "ci kierujący", a nie "ci lepsi" - zarażone są pogardą dla swojego pochodzenia, swojskości, rodzimej tradycji, czują się tylko pasem transmisyjnym pomiędzy "prawdziwą cywilizacją" a miejscowymi dzikusami. A z kolei społeczne doły zarażone są brakiem poczucia wspólnego dobra, biernością, nieufnością, cwaniactwem. Jedyne, co ich łączy, to straszny kompleks niższości wobec - umownie to nazywając - "Białego Człowieka", którym dla nas jest dość naiwnie postrzegany Zachód.
No, ostro powiedziane... Pan mówi o potrzebie zmiany, tymczasem nie wierzy, że coś można zmienić poprzez politykę.
- Raczej przez polski system partyjny, który poszedł w niewłaściwą stronę. W ciągu 20 lat się uwstecznił, cofnęliśmy się do sytuacji z lat 80. Mamy władzę, która rządzi, używając jednego argumentu: "Jesteśmy, jacy jesteśmy, ale jak nas zabraknie, nieodpowiedzialna opozycja podpali Polskę". Z drugiej strony - tak jak kiedyś mieliśmy "Solidarność" - dziś mamy blok, który walczy o "niepodległą Polskę". Przecież dziś, wszyscy ci, którzy mają Wałęsie za złe krętactwa ws. Bolka, w latach 80. o tej sprawie doskonale wiedzieli, ale uważali, że w imię wyższego dobra należy ją przemilczeć. Podobnie myśli się dziś w obozie PiS, że nie można krytykować Kaczyńskiego, bo kto to zrobi, jest po stronie Tuska. W Platformie panuje przekonanie podobne - jak nie Tusk, to Kaczyński.
Wiadomo, od lat w wyborach nie decydują programy kandydatów czy partii, ale szantaż emocjonalny.