Paweł Lisicki na łamach najnowszego wydania tygodnika odnosi się do nawoływań w mediach: dość już o tym Smoleńsku. „Często słychać ten refren.”
Podobnie reaguje wielu polityków rządzącej partii, czego najlepszym przykładem jest sam premier, który zasugerował, że byłoby dobrze przez pewien czas nic o tragedii smoleńskiej nie mówić. Zmarli niech spoczywają w spokoju, żywi niech się zajmą przyszłością – niesie się wołanie.
Lisicki zauważa jednak:
Jest tylko małe „ale". Żywi niosą przecież w sobie pamięć o zmarłych. Zmarli to nie martwe ciała, nie obojętne strzępki materii zamknięte i wydzielone, to nie tylko prochy, szczątki, zwłoki. Tragicznie zmarli w Smoleńsku to zobowiązanie. I dopóki wszystkie wątpliwości nie zostaną wyjaśnione, dopóki nie da się ustalić odpowiedzialności za ich dramatyczną śmierć, dopóty wezwania do spokoju będą nieszczere.
Oczywiście nie powinno się grać zwłokami. Oczywiście, że nie można wciąż żyć przeszłością. Co to jednak konkretnie znaczy? Co to znaczy w sytuacji, w której te zwłoki mówią, a ściślej – chcą mówić? Kiedy ta śmierć chce być słyszana? Kiedy dopomina się nie tylko upamiętnienia, ale także wyjaśnienia?