Stale współpracujący z „Rzeczpospolitą”, profesor Stanisław S. Nicieja – historyk i historyk sztuki, rektor Uniwersytetu Opolskiego w rozmowie z PAP podkreśla:
Przedwojenna Polska miała cztery piękne nekropolie – na Rossie w Wilnie, Łyczakowski we Lwowie, Rakowicki w Krakowie i warszawskie Powązki. Spośród nich zostały nam dwa – piękne, nastrajające melancholijnie, niezwykłe. Te we Lwowie i Wilnie są dziś kotwicą pamięci o Polsce. Warto jednak też wspomnieć zakopiański cmentarz na Pęksowym Brzysku, gdzie pochowani zostali Kazimierz Przerwa–Tetmajer, Kornel Makuszyński czy Sabała. To także jedno z tych miejsc, gdzie można odbyć pełną refleksji podróż z duchami, wśród nazwisk, które coś mówią i znaczą.
Profesor Nicieja jest zdania, że współczesne cmentarze przypominają blokowiska:
Bo są ciasne, a zamiast naturalnej roślinności, którą niszczymy na przykład dlatego, że gubi liście, jest las krzyży. Szkoda nam przestrzeni na piękny cmentarz, ale nie brakuje jej na sąsiadujący z nim hipermarket z wielkim parkingiem. Poszliśmy w cmentarną tandetę, która zabija wyjątkowy klimat nekropolii. Kamieniarze, którzy zamiast rzeźbiarzy – artystów robią dziś pomniki, mają tylko dwa wzory – dla bogatych i biednych. Zanikła tradycja budowania rodzinnych grobowców, które żyjącym członkom rodziny przypominałyby o tym, że przejście na drugą stronę jest nieuchronne, ale nie musi być straszne. W starych nagrobkach jest dusza i tkliwość, te nowe dusz nie mają. Niczym się nie wyróżniają, nie zaczepiają przechodnia i nie pobudzają wyobraźni, która prowokuje by wracać do niezwykłych miejsc. Żeby pamiętać. A przecież czyjaś pamięć daje nieśmiertelność. Umieramy wtedy, gdy ginie pamięć o nas.
Tymczasem mieliśmy inne tradycje. Wyjątkowości. Na przykład – podkreśla autor książek “Cmentarz Łyczakowski we Lwowie 1786–1986”, “Cmentarz Obrońców Lwowa” czy “Ogród snu i pamięci” poświęconych lwowskiemu cmentarzowi na Łyczakowie i nekropoliom europejskim – „w przypadku Łyczakowa nazwisk artystów angażowanych z całej Europy”.