Stanisław Nicieja: Cmentarna tandeta zabija wyjątkowy klimat nekropolii

„Kamieniarze, którzy zamiast rzeźbiarzy – artystów robią dziś pomniki, mają tylko dwa wzory – dla bogatych i biednych. Zanikła tradycja budowania rodzinnych grobowców, które żyjącym członkom rodziny przypominałyby o tym, że przejście na drugą stronę jest nieuchronne, ale nie musi być straszne”

Publikacja: 01.11.2012 13:59

Główna brama wejściowa na Cmentarz Łyczakowski, ok 1910 r.

Główna brama wejściowa na Cmentarz Łyczakowski, ok 1910 r.

Foto: Archiwum autora

Stale współpracujący z „Rzeczpospolitą”, profesor  Stanisław S. Nicieja – historyk i historyk sztuki, rektor Uniwersytetu Opolskiego w rozmowie z PAP podkreśla:

Przedwojenna Polska miała cztery piękne nekropolie – na Rossie w Wilnie, Łyczakowski we Lwowie, Rakowicki w Krakowie i warszawskie Powązki. Spośród nich zostały nam dwa – piękne, nastrajające melancholijnie, niezwykłe. Te we Lwowie i Wilnie są dziś kotwicą pamięci o Polsce. Warto jednak też wspomnieć zakopiański cmentarz na Pęksowym Brzysku, gdzie pochowani zostali Kazimierz Przerwa–Tetmajer, Kornel Makuszyński czy Sabała. To także jedno z tych miejsc, gdzie można odbyć pełną refleksji podróż z duchami, wśród nazwisk, które coś mówią i znaczą.

Profesor Nicieja jest zdania, że współczesne cmentarze przypominają blokowiska:

Bo są ciasne, a zamiast naturalnej roślinności, którą niszczymy na przykład dlatego, że gubi liście, jest las krzyży. Szkoda nam przestrzeni na piękny cmentarz, ale nie brakuje jej na sąsiadujący z nim hipermarket z wielkim parkingiem. Poszliśmy w cmentarną tandetę, która zabija wyjątkowy klimat nekropolii. Kamieniarze, którzy zamiast rzeźbiarzy – artystów robią dziś pomniki, mają tylko dwa wzory – dla bogatych i biednych. Zanikła tradycja budowania rodzinnych grobowców, które żyjącym członkom rodziny przypominałyby o tym, że przejście na drugą stronę jest nieuchronne, ale nie musi być straszne. W starych nagrobkach jest dusza i tkliwość, te nowe dusz nie mają. Niczym się nie wyróżniają, nie zaczepiają przechodnia i nie pobudzają wyobraźni, która prowokuje by wracać do niezwykłych miejsc. Żeby pamiętać. A przecież czyjaś pamięć daje nieśmiertelność. Umieramy wtedy, gdy ginie pamięć o nas.

Tymczasem mieliśmy inne tradycje. Wyjątkowości. Na przykład – podkreśla autor książek “Cmentarz Łyczakowski we Lwowie 1786–1986”, “Cmentarz Obrońców Lwowa” czy “Ogród snu i pamięci” poświęconych lwowskiemu cmentarzowi na Łyczakowie i nekropoliom europejskim – „w przypadku Łyczakowa nazwisk artystów angażowanych z całej Europy”.

Są tam prace artystów polskich, austriackich, niemieckich – Hartmana Witwera, Leonarda Marconiego, Parysa Filippiego. Są też epitafia, które dziś też zanikły. Gdy poecie Teofilowi Lenartowiczowi umarła przyjaciółka Maria Miłosława Bartusówna napisał jej specjalne epitafium opłakujące stratę. Poza tym – kiedyś był zwyczaj pisania na nagrobkach, że tu spoczywa konduktor, tu pisarz, a tam poeta. Dzięki temu pamiętamy o tym my, odwiedzający te nekropolie po stu czy dwustu latach. Przez to nie ginie też pamięć o tych zmarłych, nawet jeśli byli przeciętnymi mieszkańcami Lwowa, których śmierć zrównała z tym największymi. Bo na Łyczakowie leżą zarówno pisarki Maria Konopnicka czy Gabriela Zapolska, malarz Artur Grottger, matematyk Stefan Banach czy pisarz i historyk Karol Szajnocha, ale też właścicielka “Lokalu śniadankowego” Teliczkowa. Dzięki temu wędrówka po takim cmentarzu to również lekcja historii, literatury, malarstwa, teatru.

W książce “Ogród snu i pamięci” opisuje pan około czterech tysięcy osób pochowanych na Cmentarzu Łyczakowskim – w tym właśnie Teliczkową.

Dzięki temu, że ci ludzie zostali pochowani na tak niezwykłej nekropolii, zyskali nieśmiertelność. Łyczaków zwiedzają dziesiątki tysięcy ludzi, słyszą opowiastki o pochowanych, oczarowują się ich grobem, a potem sięgają po książki o nich czy poznają ich twórczość. Taki cmentarz, jak ten na Łyczakowie nobilituje.  Teliczkowa, która prowadziła słynny we Lwowie “Lokal śniadankowy”, weszła na stałe do legendy Lwowa. Podawała podobno najlepsze w mieście parówki i flaki, a rozsławił ją frywolny wierszyk, który miał napisać Marian Hemar lub Henryk Zbierzchowski: “Przyjechał do Lwowa, Akrobata Mucha, Wlazł na Teliczkową, I wyzionął ducha”. Wierszyk wiązał się z tragedią, której ofiarą był słynny wówczas akrobata Stefan Poliński zwany “Człowiekiem Muchą”. Miał on przejść na rozwieszonej kilka metrów nad ziemią linie, rozpiętej między lokalem Teliczkowej a budynkiem Izby Handlowo–Przemysłowej. Niestety już na początku występu zachwiał się i runął na bruk, wprost przy wejściu do lokalu Teliczkowej. Zginął na miejscu, a lwowska ulica skwitowała to zdarzenie wierszykiem, który powtarzają teraz przewodnicy po Łyczakowskim cmentarzu.

Jak wiele z opisanych przez pana pomników na lwowskiej nekropolii opowiada takie historie?

Bardzo wiele. Jednym z nich jest nagrobek aptekarza Iwanowicza. Podobno po jego śmierci dwa wierne psy zmarłego – Pluton i Neron – tak rozpaczały po stracie pana, że ułożyły się na jego grobie i leżały nie przyjmując pokarmów, aż padły. Wzruszona postawą czworonogów rodzina kazała je wyrzeźbić na nagrobku. Wywołało to wtedy wielką burzę – bo cóż to niby za chrześcijańska symbolika. Dziś to także jeden z tych grobów, przy których zatrzymują się wycieczki.

Stale współpracujący z „Rzeczpospolitą”, profesor  Stanisław S. Nicieja – historyk i historyk sztuki, rektor Uniwersytetu Opolskiego w rozmowie z PAP podkreśla:

Przedwojenna Polska miała cztery piękne nekropolie – na Rossie w Wilnie, Łyczakowski we Lwowie, Rakowicki w Krakowie i warszawskie Powązki. Spośród nich zostały nam dwa – piękne, nastrajające melancholijnie, niezwykłe. Te we Lwowie i Wilnie są dziś kotwicą pamięci o Polsce. Warto jednak też wspomnieć zakopiański cmentarz na Pęksowym Brzysku, gdzie pochowani zostali Kazimierz Przerwa–Tetmajer, Kornel Makuszyński czy Sabała. To także jedno z tych miejsc, gdzie można odbyć pełną refleksji podróż z duchami, wśród nazwisk, które coś mówią i znaczą.

Pozostało 85% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości