Reklama
Rozwiń
Reklama

Plusy i minusy kandydatury Adama Jarubasa - analiza Elizy Olczyk

Ludowcy podejmą decyzję o wystawieniu własnego kandydata w wyborach prezydenckich dopiero po deklaracji Bronisława Komorowskiego w tej sprawie.

Aktualizacja: 05.01.2015 07:57 Publikacja: 05.01.2015 01:18

Eliza Olczyk

Eliza Olczyk

Foto: Fotorzepa/Ryszard Waniek

Partia Janusza Piechocińskiego jest w trudnej sytuacji przed wyborami prezydenckimi, bo nie chce wystawiać kandydata na prezydenta, ale jednocześnie boi się takiej decyzji.

Kilka dni temu pojawiła się informacja, że kandydatem ludowców mógłby być Adam Jarubas, marszałek województwa świętokrzyskiego (o tym, że jego kandydatura wchodzi w grę, „Rz" pisała już na początku grudnia).

Uchroniłoby to szefa Stronnictwa Janusza Piechocińskiego przed walką o prezydenturę, która mogłaby się skończyć dla niego tak samo katastrofalnie niskim wynikiem, jak wcześniej kończyła się dla innych liderów PSL.

Poza tym kandydatura Jarubasa dowartościowałaby młodsze pokolenie polityków, którzy na poprzednim kongresie postawili na zmianę szefa partii. Minusy tej kandydatury przeważają jednak nad plusami. Jarubas zaledwie miesiąc temu został ponownie marszałkiem sejmiku świętokrzyskiego. Rzucenie go do walki o prezydenturę może być potraktowane przez lokalnych wyborców jako lekceważenie. Istnieje też obawa, że organizacje PSL z innych województw poza świętokrzyskim nie będą się specjalnie przykładały do kampanii Jarubasa, żeby dodatkowo nie wzmacniać pozycji i tak silnego wiceprezesa. A że lider świętokrzyskiego PSL jest mało znany w innych częściach kraju, a na wylansowanie go nie będzie zbyt dużo czasu, wszystko to razem mogłoby skutkować jeszcze gorszym wynikiem PSL w tych wyborach.

Dlatego pragmatyczni ludowcy woleliby poprzeć już w pierwszej turze Bronisława Komorowskiego. Nie musieliby się konfrontować ze słabym wynikiem wyborczym, a nikt w partii nie wierzy w dobry wynik.

Reklama
Reklama

Poza tym nie musieliby wykładać pieniędzy na kampanię prezydencką, na którą w innym przypadku musieliby zaciągnąć kredyt i siłą rzeczy obniżyć swoje możliwości finansowe w kampanii parlamentarnej. Ale i to rozwiązanie ma swoje minusy. Ludowcy nie bardzo sobie wyobrażają, by PSL stworzyło wspólny z PO komitet poparcia prezydenta Komorowskiego.

W terenie bowiem współpraca obu partii mimo koalicji układa się różnie. Część wyborców mogłaby opacznie zrozumieć wspólny komitet z PO, jako zdominowanie ludowców przez tę partię, a to mogłoby przynieść opłakane skutki w wyborach parlamentarnych.

Prezydent musiałby więc zgodzić się na to, że ludowcy powołają własny, PSL-owski komitet poparcia Bronisława Komorowskiego, który organizowałby odrębne spotkania z wyborcami. A to może być sprzeczne z koncepcją głowy państwa.

Niewykluczone więc, że skończy się jak zwykle, czyli na kandydowaniu prezesa PSL.

Janusz Piechociński dał co prawda do zrozumienia, że nie widzi możliwości porzucenia obowiązków rządowych na trzy miesiące i uczestniczenia w kampanii prezydenckiej. Jednak frakcja Waldemara Pawlaka, ciągle silna w Stronnictwie, nie pozwoli prezesowi na taki wykręt. W końcu w 2010 roku Pawlak również był wicepremierem i ministrem gospodarki, a mimo to podjął trud walki o prezydenturę. Skoro on mógł zdobyć się na ten wysiłek, to może i Piechociński.

Publicystyka
Jerzy Surdykowski: Oczy Dzieciątka i sedno naszej wiary
Publicystyka
Ambasador Norwegii: Niezawodni partnerzy w niepewnych czasach
Publicystyka
Rzecznik Muzeum Historii Polski o okrągłym stole: To dobra decyzja ponad podziałami
Publicystyka
Marek A. Cichocki: Czas Kissingerów i Brzezińskich dobiegł końca
Publicystyka
Kazimierz M. Ujazdowski: Suwerenny Trybunał Konstytucyjny bez pomocy TSUE
Materiał Promocyjny
W kierunku zrównoważonej przyszłości – konkretne działania
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama