Reklama

Jaka prezydentura, takie podsumowanie

Szału nie było – to chyba najkrótsze streszczenie imprezy, na której Bronisław Komorowski podsumowywał swoją prezydenturę. Bo to zestawienie wypadło tak, jak i cała prezydentura – nieźle, ale bez fajerwerków. Ale podobnie też, jak i mijająca kadencja była letnia.

Aktualizacja: 15.04.2015 15:35 Publikacja: 15.04.2015 15:10

Michał Szułdrzyński

Michał Szułdrzyński

Foto: Fotorzepa/Waldemar Kompała

Owszem, trzy czwarte Polaków dobrze ocenia Komorowskiego, ale sama dobra ocena to trochę mało, by wyjść z domu i pójść zagłosować. Zresztą dobrze to widać w sondażach przedwyborczych, które pokazują, że mimo wielkiego kapitału zaufania, dziś Komorowski może liczyć na ok 40 proc. głosów 10 maja. To chyba najlepszy probież letniości tej kampanii.

W porównaniu z pierwszym wystąpieniem prezydenta na konwencji PO w lutym, a nawet w zestawieniu z marcową inauguracją kampanii (start Bronkobusów) środowy event wypada nieźle. Choć prezentacje mocno trąciły czasami wczesnej ponowoczesności, gdy korporacje zachwycone były narzędziami takimi jak PowerPoint, wszystko było przygotowane dość profesjonalnie i – szczególnie w porównaniu z lutym – nie wiało tak strasznie nudą.

Jeśli jednak popatrzeć na meritum tego wystąpienia, zaskakuje przywiązanie do magii liczb. Komorowski mówił o tym, że pięć lat prezydentury, to pięć priorytetów i 25 konkretów, które zrealizował. Tego typu grepsy wydają się niezłe na konferencję podsumowującą sezon sprzedaży pasty do zębów, nie zaś jako głębokie intelektualne i syntetyczne ujęcie prezydentury.

Co ciekawe priorytety te należą do klasycznego konserwatywnego sztafażu – bezpieczeństwo, rodzina, konkurencyjna gospodarka, dobre prawo i nowoczesny patriotyzm. Równocześnie zaś – jak nieoficjalnie przyznają współpracownicy prezydenta – ostatnie tygodnie walki kampanijnej ma upłynąć na kokietowaniu lewicowego elektoratu. To dość paradoksalna sytuacja.

Ale bez wątpienia zaletą podsumowania kadencji było wykreowanie wydarzenia, które nadało ton kampanii tego dnia. Przygotowano prezentację i przemówienie, które dość zgrabnie da się ograć w wieczornych programach informacyjnych. Jak nie ma się fajerwerków, to polityczny elementarz mówi o tym, by wykreować wydarzenie, które da ci przewagę w mediach, komentarzach itd.

Reklama
Reklama

W środowym wystąpieniu widać było również echa pomysłu spin doktorów Ewy Kopacz, która niedawno przedstawiła się po pół roku rządów, jako premier, która spełnia obietnice i przedstawiła bilans wykonania zadań, które obiecała w październikowym expose.

I podobnie jak Kopacz, która ostatnio coraz mocniej kąsa opozycję, też Komorowski pozwolił sobie na uwagę pod adresem PiS, gdy mówił o dialogu, jako cesze swej prezydentury. Jednym z narzędzi dialogu było zaproszenie do RBN liderów parlamentarnych ugrupowań. Komorowski wypomniał PiS, że nie przyjmował zaproszeń do tego ciała.

To strategia zrozumiała, ale dość ryzykowna. W Pałacu Prezydenckim nie jest bowiem tajemnicą, że Komorowski bardzo źle znosi ataki pod adresem swoim lub bliskich. Jest przekonany, że gwizdy czy krzyki na spotkaniach wyborczych, czy ataki politycznych singli są inspirowane przez PiS. Współpracownicy prezydenta przyznają, że gdy wyszydzana jest Pierwsza Dama lub wciągane w politykę przez przeciwników są jego dzieci, prezydent traktuje to bardzo osobiście.

Kampania to jednak nie Wersal i ciosy poniżej pasa się zdarzają. Wdając się w utarczki z opozycją, Komorowski musi mieć świadomość, że PiS nie pozostanie dłużny i się zrewanżuje. Tym bardziej, że sztabowcy PiS na nic tak nie liczą, jak na to, że Komorowski się wreszcie porządnie zirytuje, przez co będą mogli mówić, że hasło o zgodzie i bezpieczeństwie to tylko pozór.

Owszem, trzy czwarte Polaków dobrze ocenia Komorowskiego, ale sama dobra ocena to trochę mało, by wyjść z domu i pójść zagłosować. Zresztą dobrze to widać w sondażach przedwyborczych, które pokazują, że mimo wielkiego kapitału zaufania, dziś Komorowski może liczyć na ok 40 proc. głosów 10 maja. To chyba najlepszy probież letniości tej kampanii.

W porównaniu z pierwszym wystąpieniem prezydenta na konwencji PO w lutym, a nawet w zestawieniu z marcową inauguracją kampanii (start Bronkobusów) środowy event wypada nieźle. Choć prezentacje mocno trąciły czasami wczesnej ponowoczesności, gdy korporacje zachwycone były narzędziami takimi jak PowerPoint, wszystko było przygotowane dość profesjonalnie i – szczególnie w porównaniu z lutym – nie wiało tak strasznie nudą.

Reklama
Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Polska z bronią u nogi
Publicystyka
Marek Migalski: Wścieklica antyprezydencka
Publicystyka
Antonina Łuszczykiewicz-Mendis: Indie – trzecia droga między USA a Chinami?
Publicystyka
Karol Nawrocki będzie koniem trojańskim Trumpa w Europie czy Europy u Trumpa?
Publicystyka
Marek A. Cichocki: Trzeba przeciwdziałać pokusie instrumentalnego traktowania Polski
Reklama
Reklama