Mieszkańcy Culiacan są przyzwyczajeni, że obok nich mieszkają handlarze narkotyków. Miasto jest stolicą stanu Sinaloa, siedzibą potężnego kartelu narkotykowego o tej samej nazwie i miejscem osadzonego Joaquina "El Chapo" Guzmana.
Nie widzieli jednak przemocy, jaka opanowała miasto 17 października, gdy nieudana próba zatrzymania jednego z synów Guzmana zamieniła liczące 750 tys. mieszkańców miasto w strefę wojny.
Uzbrojeni w karabiny maszynowe członkowie gangu rozpoczęli serię ataków w różnych częściach miasta. W wielu miejscach doszło do wymiany ognia z władzami. Na ulicach płonęły samochody.
Walki trwały sześć godzin, zginęło trzynaście osób, w tym czterej cywile. Nieodpowiednio wyposażeni członkowie armii postanowili wypuścić szefa kartelu na wolność.
Mieszkańcy obawiają się, że może to być początek nowej wojny narkotykowej. - Nigdy nie widzieliśmy czegoś podobnego. Po razy pierwszy kartel Sinaloa zaatakował obywateli, których miał chronić - powiedział Tomas Guevara, naukowiec z Centrum Przemocy w Sinaloa.