W tym roku wydatki na alkohol przekroczą poziom 40 mld zł, co oznacza wzrost w stosunku do 2020 r., jednak branża jest daleka od optymizmu. Wzrost rynku w ujęciu wartościowym wynika bowiem wyłącznie ze wzrostu cen w efekcie zarówno z inflacji, jak i podnoszonej akcyzy.
Ilościowo w ciągu 12 miesięcy do końca października rynek skurczył się 3 proc. – wynika z danych firmy NielsenIQ, które „Rzeczpospolita" poznała jako pierwsza.
To efekt spadku sprzedaży dwóch głównych kategorii – piwa i wódki, w których sprzedaż zmniejszyła się o 4 proc. Mocniej kurczył się tylko rynek cydru, to jednak niewielka kategoria i nie wpływa na obraz rynku, który słabnie, mimo wzrostu w winach czy whisky.
Liderzy dołują
– Dane sprzedaży za dziesięć miesięcy roku są mało optymistyczne dla branży mocnych alkoholi. Wielkość sprzedaży spadła o niemal 4 proc. w stosunku do pandemicznego roku 2020, w którym Polacy bynajmniej nie wypili więcej niż w poprzednich latach – mówi Krzysztof Kouyoumdjian, rzecznik CEDC, producenta m.in. marki Żubrówka. – Zważywszy na pięcioletni plan corocznych podwyżek, perspektywy dla branży malują się w ponurych barwach. Autorzy nie wzięli pod uwagę nie tylko inflacji, lecz także rosnących kosztów producentów – dodaje.
Od nowego roku akcyza rośnie o 5 proc. i będzie o tyle rosła w kolejnych latach, co w powiązaniu z wysoką inflacją oznacza nieuniknione podwyżki cen. – Spodziewam się mocnego powrotu czarnego rynku obrotu alkoholem, który stanie się atrakcyjny ekonomicznie. Już na bazarze można kupić 1 l spirytusu za 25 zł. To mniej więcej cena 0,5 l wódki z segmentu economy w sklepach. Straci na tym Skarb Państwa z tytułu nieodprowadzonej akcyzy, VAT i innych podatków, a co najważniejsze, nielegalny alkohol jest niebezpieczny dla zdrowia i życia – mówi Ryszard Woronowicz, rzecznik Związku Pracodawców Polski Przemysł Spirytusowy.