Urzędnicy Zakładu Ubezpieczeń Społecznych wzmagają kontrolę umów o pracę. Podważają zwłaszcza wysokość wynagrodzeń, jakie otrzymują pracownice. W jednej ze spraw uznali, że podwładna otrzymuje pensję niegodziwą. Dlaczego? Jest za wysoka.
Chodziło o pracownicę w ciąży, która zarabiała 3000 zł brutto, czyli poniżej średniej krajowej. Od takiej też kwoty pracodawca odprowadzał składki. ZUS je przyjmował, ale gdy otrzymał wniosek o wypłatę zasiłku macierzyńskiego, przyznał go tylko od kwoty 1750 zł brutto.
– Urzędnicy napisali w decyzji, że tak młoda osoba nie może zarabiać 3 tys. zł, gdyż nie ma odpowiednich kwalifikacji – mówi Katarzyna Przyborowska, radca prawny z kancelarii Lege Artis.
Zarzut pozorności zatrudnienia
Solą w oku inspektorów stały się od jakiegoś czasu przyszłe mamy, które w ciąży lub tuż przed nią podejmują pracę na etacie. Pracownicy ZUS stają się szczególnie podejrzliwi, jeśli pensja, jaką otrzymują, jest wysoka. Niepokoi ich także krótki czas, jaki mija między zatrudnieniem a porodem.
ZUS na początku kwestionuje umowy o pracę, wskazując, że były zawarte tylko po to, aby kobieta mogła po miesiącu czy dwóch zatrudnienia iść na 100-proc. płatne zwolnienie lekarskie, a później przez rok korzystać z zasiłku macierzyńskiego odpowiadającego 80 proc. wynagrodzenia. A gdy pracodawca udowodni, że kobieta rzeczywiście była zatrudniona na etacie, podpisywała listę obecności i wykonywała swe obowiązki, ZUS idzie o krok dalej i podważa wysokość pensji.