Od kilku lat sądy kościelne przeżywają prawdziwe oblężenie. Coraz więcej Polaków chce bowiem uzyskać tzw. stwierdzenie nieważności małżeństwa, które niesłusznie nazywa się rozwodem. Podczas gdy w 1999 r. wydały 1265 wyroków orzekających w takich sprawach, to – jak wynika z watykańskich statystyk – w 2010 r. było ich już 2369.
– Nie ma w tym nic złego – mówi „Rz" ks. Jacek Siekierski, rektor kościoła akademickiego św. Anny, który jest bardzo popularnym miejscem zawierania ślubów w stolicy. – Wzrasta świadomość religijna Polaków. Coraz więcej osób chce uregulować swoje życie, dlatego też sprawdzają wszystkie możliwości. Prawo kościelne tego nie zabrania – dodaje.
Okazuje się, że niemal sto procent wszystkich spraw, którymi zajmują się sądy kościelne, dotyczy właśnie stwierdzenia nieważności małżeństwa. Ułamek spraw dotyczy przestępstw popełnianych przez księży, które też im podlegają.
Temida w rękach biskupa
Sądy kościelne istnieją w każdej diecezji, których w Polsce jest 41. Działają one na podstawie przepisów kodeksu prawa kanonicznego – ostatnie zmiany w nim wprowadzono w 1983 r.
– Każdy biskup ma w swojej diecezji pełnię władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej – tłumaczy ks. Jan Wiśnicki, ekspert prawa kanonicznego. – Przepisy pozwalają mu na przekazanie władzy wykonawczej i sądowniczej. I każdy biskup z tego prawa korzysta, bo trudno, by sam zajmował się wszystkim. Ale trzeba pamiętać, że wciąż zachowuje prawo bycia pierwszym sędzią w diecezji – dodaje ks. Wiśnicki.