Ta możliwość istnieje od stycznia 2005 r., ale wciąż jest mało znana i nader rzadko wykorzystywana.
Anna T. nigdy nie pracowała. Poświęciła się wychowaniu dzieci i dbaniu o męża. Gdy ten zaczął prowadzić własną firmę, zdecydowali się na rozdzielność majątkową, by – jak tłumaczył małżonek – w razie plajty komornik nie zabrał wszystkiego. Wtedy nie było tego wiele: skromnie wyposażone komunalne mieszkanie po jej dziadkach, mały fiat.
Majątku zaczęło przybywać, kiedy mąż rozkręcił firmę. Z czasem dzieci się usamodzielniły, a małżeństwo się rozpadło. Teraz się okazuje, że cały pokaźny majątek, który Anna T. uważała za wspólny, jest osobistą własnością męża. Kobieta ma tylko niewielkie alimenty i wynoszący 1/2 udział w mieszkaniu kupionym – na szczęście – na współwłasność jej i męża.
Anna T. byłaby w zupełnie innej sytuacji, gdyby zamiast zwykłej rozdzielności wybrali rozdzielność z wyrównaniem dorobków. W tym czasie jednak, kiedy ona i mąż decydowali się na intercyzę, takiej możliwości nie było.
Rozdzielność majątkowa, zwłaszcza jeśli intercyza jest spisana na początku małżeństwa, kiedy para nie ma jeszcze wspólnego dorobku, jest niekorzystna dla małżonka słabszego ekonomicznie. Szczególnie dotyczy to kobiet rezygnujących, tak jak Anna T., z pracy zawodowej, by zająć się wyłącznie rodziną. W razie rozwodu czy separacji żona zostaje na lodzie.