Satyra ma swoje prawa, ale także granice. Może piętnować przywary, pokazywać je w krzywym zwierciadle. Nie jest nią jednak wyszydzanie, znieważanie i poniżanie.
Rozmawiając na antenie o jednym z meczów reprezentacji Ukrainy, Wojewódzki mówił m.in., że „zachował się jak prawdziwy Polak" i „wyrzucił swoją Ukrainkę", a Figurski dorzucił: „Ja po złości jej dzisiaj nie zapłacę (...) i powiem ci, że gdyby moja była chociaż odrobinę ładniejsza, to jeszcze bym ją zgwałcił".
Satyra nie tłumaczy
Satyra nie raz, nie dwa trafiała do sądu. Przykładem może być sprawa fotomontażu głowy Lwa Rywina na okładce „Wprost". Tygodnik przegrał proces i pokazuje to, że ochrona satyry nie jest absolutna. Można wyśmiewać określone cechy, krytykować działania. Nie należy też oceniać słów wyrwanych z kontekstu, ale brać pod uwagę okoliczności wypowiedzi – czy np. padła w książce, gdzie przywiązuje się większą wagę do użytych słów, czy w audycji satyrycznej, nastawionej na wyśmianie pewnych cech lub postaw.
– Celem satyry nie może być jednak wyłącznie dokuczenie, poniżenie lub znieważenie danej osoby czy grupy. Pojawia się więc pytanie, czemu miało służyć stwierdzenie, że „moją Ukrainkę bym zgwałcił, gdyby była ładniejsza" – zwraca uwagę adwokat Krzysztof Czyżewski.
– W doktrynie ochrony praw człowieka taka wypowiedź mogłaby zostać uznana za mowę nienawiści, czyli używanie języka w celu znieważania, pomówienia lub rozbudzenia nienawiści wobec osoby, grupy osób lub innego podmiotu. Przynajmniej niektóre z tych wypowiedzi mogą być uznane za zniewagę, rozumianą jako okazanie pogardy dla człowieka bądź grupy ludzi lub ich zachowań – wskazuje.
W Polsce nie ma jednak wprost przepisu, który wskazywałby na karalność mowy nienawiści, aczkolwiek w obronie porządku publicznego, godności ludzkiej, wolności od dyskryminacji stoi m.in. art. 257 kodeksu karnego.