Sądy nie sięgają po elektroniczne bransolety, zwłaszcza do pilnowania pedofilów, pseudokibiców czy sprawców przemocy domowej. Taki wniosek płynie z najnowszego raportu Najwyższej Izby Kontroli. Dziś w całym kraju w systemie dozoru elektronicznego (SDE) karę odbywa 4,6 tys. skazanych, a w więzieniach ponad 83 tys. W ciągu pięciu lat bransolety miało ponad 35 tys osób. Tylko 10 proc. wróciło za kraty.
Największą zaletą elektronicznej bransolety jest cena – według NIK 688 zł miesięcznie wraz z eksploatacją. Utrzymanie więźnia za kratami kosztuje ok. 2,5 tys. zł.
Niechęć czy niewiedza
NIK pozytywnie ocenia SDE, ale zwraca uwagę na dysproporcje pomiędzy poszczególnymi sądami w wymierzaniu domowego aresztu. Bardzo dobrze widać je w stolicy. Sąd Okręgowy w Warszawie uwzględnił tylko 24 proc. wniosków, a SO Warszawa-Praga ponad 40 proc. Podobnie SO w Szczecinie – 40 proc., a SO we Wrocławiu – 47 proc.
– Robimy, co możemy, by zachęcić do orzekania kar w SDE. Podobnie jest z wnioskami o zastosowanie systemu. Na szkoleniach i konferencjach prezentujemy działanie systemu i korzyści, jakie z niego płyną – przekonuje Paweł Nasiłowski, pełnomocnik ministra sprawiedliwości ds. wdrożenia SDE. W kontroli NIK na jaw wyszło też, że najczęściej o odbywanie kary w SDE proszą sami skazani i ich obrońcy. Drugie miejsce zajmują dyrektorzy więzień. Najmniej wniosków pochodzi od kuratorów i prokuratorów.
– Zachęcam klientów, którzy spełniają warunki, do składania wniosków o areszt domowy – mówi adwokat Jacek Grochola. Jego zdaniem korzyść jest ogromna. – Skazany nie traci kontaktu z rodziną, pracą – wylicza.