Reklama
Rozwiń
Reklama

Areszt domowy i elektroniczne bransolety: sędziowie nie przekonali się do SDE

Na skazanych w elektronicznych bransoletach można sporo zaoszczędzić, ale sądy rzadko z nich korzystają.

Publikacja: 03.09.2014 08:31

Areszt domowy i elektroniczne bransolety: sędziowie nie przekonali się do SDE

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Sądy nie sięgają po elektroniczne bransolety, zwłaszcza do pilnowania pedofilów, pseudokibiców czy sprawców przemocy domowej. Taki wniosek płynie z najnowszego raportu Najwyższej Izby Kontroli. Dziś w całym kraju w systemie dozoru elektronicznego (SDE) karę odbywa 4,6 tys. skazanych, a w więzieniach ponad 83 tys. W ciągu pięciu lat bransolety miało ponad 35 tys osób. Tylko 10 proc. wróciło za kraty.

Największą zaletą elektronicznej bransolety jest cena – według NIK 688 zł miesięcznie wraz z eksploatacją. Utrzymanie więźnia za kratami kosztuje ok. 2,5 tys. zł.

Niechęć czy niewiedza

NIK pozytywnie ocenia SDE, ale zwraca uwagę na dysproporcje pomiędzy poszczególnymi sądami w wymierzaniu domowego aresztu. Bardzo dobrze widać je w stolicy. Sąd Okręgowy w Warszawie uwzględnił tylko 24 proc. wniosków, a SO Warszawa-Praga ponad 40 proc. Podobnie SO w Szczecinie – 40 proc., a SO we Wrocławiu – 47 proc.

– Robimy, co możemy, by zachęcić do orzekania kar w SDE. Podobnie jest z wnioskami o zastosowanie systemu. Na szkoleniach i konferencjach prezentujemy działanie systemu i korzyści, jakie z niego płyną – przekonuje Paweł Nasiłowski, pełnomocnik ministra sprawiedliwości ds. wdrożenia SDE. W kontroli NIK na jaw wyszło też, że najczęściej o odbywanie kary w SDE proszą sami skazani i ich obrońcy. Drugie miejsce zajmują dyrektorzy więzień. Najmniej wniosków pochodzi od kuratorów i prokuratorów.

– Zachęcam klientów, którzy spełniają warunki, do składania wniosków o areszt domowy – mówi adwokat Jacek Grochola. Jego zdaniem korzyść jest ogromna. – Skazany nie traci kontaktu z rodziną, pracą – wylicza.

Reklama
Reklama

Dysproporcje to niejedyny zarzut NIK.

Namierzony z powietrza

– Szkoda, że wciąż nie są wykorzystywane w pełni możliwości SDE do monitoringu zakazu zbliżania się do określonej osoby albo zakazów stadionowych – mówi Krzysztof Kwiatkowski, prezes NIK.

System mógłby objąć grupę pedofilów, sprawców przemocy domowej i pseudokibiców. Jak? Skazany dostaje bransoletę, a w niej nadajnik GPS. Umożliwia on ustalenie miejsca jego pobytu. W przypadku przemocy nadajnik nosi też pokrzywdzony.

– Wszystko po to, by przy użyciu GPS pilnować zachowania określonej przez sąd odległości między ofiarą a sprawcą – tłumaczy Nasiłowski.

Jeśli skazany złamie zasady, np. będzie próbował uwolnić się z bransolety albo niebezpiecznie zbliży do ofiary, informacja natychmiast trafi do centrum SDE i rozpocznie się interwencja.

Podobnie rzecz ma się z „zakazanymi" miejscami, i to bez konieczności montowania w każdej szkole czy przedszkolu nadajników. Wystarczy, że ma go przy sobie skazany pedofil.

Sądy i trybunały
On orzeka w NSA, ona w SN. Polskie prawo zabrania im ślubu
W sądzie i w urzędzie
Ryba weźmie bez papieru. Noworoczna rewolucja dla wędkarzy
Sądy i trybunały
Najważniejsze orzeczenia Izby Cywilnej Sądu Najwyższego z 2025 r. [LISTA]
Sądy i trybunały
Wyższe wynagrodzenia i konkursy na delegacje. Szykuje się rewolucja dla sędziów
Materiał Promocyjny
Polska jest dla nas strategicznym rynkiem
Konsumenci
Co czeka frankowiczów w 2026 r.?
Materiał Promocyjny
Podpis elektroniczny w aplikacji mObywatel – cyfrowe narzędzie, które ułatwia życie
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama