Tylko w tym miesiącu fałszywe alarmy bombowe sparaliżowały na kilka godzin pracę sądów w Chełmie, Warszawie (dwukrotnie) i Wrocławiu, urzędu miasta i starostwa w Wyszkowie, poczty w Działoszycach. Policja każde zgłoszenie traktuje jako prawdopodobne zdarzenie i na miejsce wysyła pirotechników, policjantów do ewakuacji obiektu i zabezpieczenia terenu, a także siły pomocnicze: straż pożarną, pogotowie i służby techniczne. W akcje zaangażowanych jest kilkadziesiąt osób. Płaci za to budżet państwa.
[srodtytul]Koszty są wysokie[/srodtytul]
– Do tego dochodzą trudne do oszacowania koszty społeczne, utracone zyski z działalności, niepodpisane kontrakty, powtórzone egzaminy. Pozostają jeszcze szkody inne niż finansowe, często nieodwracalne – mówi Grażyna Puchalska z KGP w Warszawie.
– Trzeba pilnie zmienić przepisy, aby skutecznie walczyć z takimi zjawiskami. Sprawcy muszą być obciążani kosztami akcji – uważa Hanna Poliszuk, prezes Sądu Rejonowego w Chełmie, który we wrześniu dwa razy przerywał pracę.
Dziś wywołanie fałszywego alarmu kwalifikowane jest głównie jako wykroczenie z art. 66 kodeksu wykroczeń zagrożone karą aresztu, ograniczenia wolności albo grzywną do 1500 zł. Jeśli zgłoszenie spowodowało niepotrzebną czynność, sąd może też zasądzić 1000 zł nawiązki. Liczba tych wykroczeń rośnie. [b]O ile w 2002 r. sądy wydały orzeczenia w 1187 sprawach, o tyle w 2009 r. trafiło tam już 3677 takich spraw, z czego 3168 sprawców ukarano.[/b]