Archeologia sądowa

Archeologia sądowa. Szkielet znaleziony w ziemi może być reliktem plemiennych porachunków, ale także dowodem współcześnie popełnionej zbrodni.

Publikacja: 21.09.2013 09:27

Archeologia sądowa

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski Krzysztof Skłodowski

Jak się niedawno okazało, polskie organy ścigania korzystają z usług biegłych jasnowidzów. Wstydliwe te informacje  wywołały sporą konsternację. Są jednak zgodne w rezultatami badań ankietowych Katedry Kryminalistyki Uniwersytetu Wrocławskiego, z których wynika, że policjanci, których zadaniem jest np. odnalezienie zwłok, bardziej wierzą jasnowidzom niż np. archeologom.

Dzieje się tak, chociaż ci drudzy położyli ogromne zasługi w ujawnianiu zbrodni wojennych i komunistycznych, przyczyniając  się często do zasadniczego postępu śledztw w tych sprawach. Ostatnim takim osiągnięciem archeologów – pracujących w zespole m.in. z lekarzami sądowymi – było odnalezienie na „Łączce" na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach szczątków ok. 200 ofiar bezpieki i stalinowskich sądów. W sierpniu ogłoszono nazwiska kolejnych dziewięciu zidentyfikowanych osób, wśród nich mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki" i Hieronima Dekutowskiego „Zapory".

– Dla naszych policjantów i prokuratorów archeolog to wciąż ktoś w rodzaju Indiany Jonesa, a nie partner – przyznaje archeolog i prawnik   Maciej Trzciński z Katedry Kryminalistyki Uniwersytetu Wrocławskiego.

W Polsce anonimowych szczątków nie traktuje się z należytą uwagą

Europa pełna kości

Inaczej jest w krajach Europy Zachodniej, m.in. we Francji, Holandii czy Anglii. Tam metody archeologiczne przeniesiono na grunt kryminalistyki już przed trzydziestu laty, tworząc zarazem pojęcie „forensic archeology"– archeologii sądowej. Fachowców z tej dziedziny nie ma wprawdzie wielu, ale ich udział w śledztwach i dochodzeniach – w szczególności  gdy chodzi poszukiwanie zwłok czy odnalezienie niezidentyfikowanych szczątków ludzkich – uważa się za naturalny i niezbędny. I mają pełne ręce roboty. Trzeba bowiem pamiętać, że ziemia w Europie pełna jest ludzkich kości.

Najczęściej są to szczątki poległych podczas wojen i ofiar zbrodni wojennych. Kość  znaleziona przypadkowo, np. podczas prac budowlanych, może się jednak  okazać także fragmentem szkieletu osoby zamordowanej przed paru laty i dowodem przestępstwa podlegającego ściganiu. Dlatego po każdym takim  znalezisku trzeba zidentyfikować ofiarę oraz starać się wyjaśnić, kiedy i w jakich okolicznościach postradała życie. To zadanie archeologów i medyków sądowych, czasem również historyków.

Pierwsze wrażenie po odkryciu często bywa  mylące. Tak np. turyści, którzy w 1991 r. natrafili na wysokości 3120 m n.p.m. w dolinie Ötz w południowym Tyrolu na zwłoki mężczyzny, byli przekonani, że natknęli się na ciało zamarzniętego alpinisty. W rzeczywistości odnaleziony – znany obecnie  jako Ötzi, czyli słynny  Człowiek z Lodu  – zmarł z ran odniesionych w walce z nieznanymi prześladowcami. Można by ich ścigać za pobicie ze skutkiem śmiertelnym, gdyby nie zdarzyło się to 3,3 tys. lat temu.

W Wielkiej Brytanii i Danii często odnajdywane są zwłoki lub fragmenty zwłok sprzed ok. 2 tys. lat, doskonale zakonserwowane dzięki tzw. pochówkom bagiennym. Każdy taki przypadek musi być i jest dokładnie wyjaśniany.

Kłopot dla inwestora

W Polsce anonimowych szczątków nie traktuje się z aż taką uwagą.

– Znalezienie ludzkich kości  to zawsze kłopot dla inwestora, a także władz konserwatorskich. Dlatego jeśli znalezisko znów zaginie, nie robi się z tego wielkiej sprawy – przyznaje Maciej Trzciński.

Pionierzy archeologii sądowej w Polsce są przekonani, że z czasem specjalność ta zyska należne uznanie policjantów, prokuratorów i sędziów. Na Uniwersytecie Wrocławskim zainaugurowano niedawno studia podyplomowe kształcące fachowców w tej dziedzinie, które ukończy wkrótce pierwszych 40 absolwentów. Dwoje archeologów znalazło się też na listach biegłych sądowych. Na razie sądy z ich usług praktycznie nie korzystają. Warto też przypomnieć, że archeolodzy pojawili się w Smoleńsku po wielu miesiącach od  katastrofy prezydenckiego tupolewa.

W krajach zachodnich wchodzą oni w skład tzw. Disaster Victim Identification Teams (DVIT). Te specjalne jednostki wysyłane są na miejsce masowych katastrof, zwłaszcza komunikacyjnych.

Rezerwa sądów i prokuratorów wobec archeologii jest pewnym paradoksem, bo polscy archeolodzy od dziesiątków lat współpracują z instytucjami wymiaru sprawiedliwości i organami ścigania przy śledztwach dotyczących zbrodni wojennych, hitlerowskich i komunistycznych. W przeszłości szukali szczątków ofiar m.in. w Oświęcimiu, Gross-Rosen (Rogoźnicy), Sztutowie, Treblince oraz w dawnych obozach jenieckich w Łambinowicach i Żaganiu. Poczynając od lat 90., to dzięki archeologom,  a także lekarzom sądowym, antropologom i historykom  pracującym m.in. w Katyniu, Miednoje czy Bykowni udało się odkryć groby polskich oficerów pomordowanych na Wschodzie.

Niewielu specjalistów archeologii sądowej w Europie może pochwalić się tak bogatymi doświadczeniami i osiągnięciami. Tyle  że większość naszych archeologów wcale do miana ekspertów w tej szczególnej dziedzinie  nie aspiruje, traktując ją jako uboczny wątek swych zajęć naukowych. Poszukiwaniem ofiar zbrodni wojennych zajmowali się od początku np. specjaliści od średniowiecza, obeznani z grobami szkieletowymi, w przeciwieństwie do znawców okresów wcześniejszych, w których dominowały cmentarzyska ciałopalne.

Temperatura grobu

Archeologia i wymiar sprawiedliwości to u nas wciąż odrębne światy. Wynika to zresztą także z niedostatecznego przygotowania archeologów do współpracy z prawnikami.

– Archeolog często nie zna przepisów i reguł rządzących śledztwem czy procesem. Niekiedy nie zdaje sobie sprawy, że jego rola jest ściśle ograniczona. Zwykle ma odnaleźć ciało ofiary przestępstwa, a potem wraz z lekarzem sądowym odpowiedzieć, kiedy i w jakich okolicznościach do niego doszło. Z drugiej strony policjanci i prokuratorzy nie zawsze wiedzą, o co pytać, ponieważ nie znają naszych metod i możliwości – wyjaśnia Maciej Trzciński.

Archeologia kojarzy się wciąż głównie z pracami wykopaliskowymi. W rzeczywistości to obecnie tylko ostatni etap badań. O tym, co kryje ziemia, można dowiedzieć się np. ze zdjęć satelitarnych czy lotniczych, na których pojawiają się zarysy cmentarzy czy nieistniejących już budynków, niewidoczne z powierzchni gruntu. Inna metoda to szczegółowe badania szaty roślinnej i ukształtowania terenu, świadczące, że pod ziemią znajdują się np. groby.

Termowizja pozwala na odróżnienie dawnych i stosunkowo  świeżych  miejsc pochówku – te drugie mają temperaturę wyższą od otoczenia.

Metoda badania elektrycznej oporności gruntu (zwłaszcza przy wykorzystaniu georadaru) to sprawdzony sposób odnajdywania fundamentów. Lokalizację i zarys stodoły, która była miejscem zbrodni w Jedwabnem, określono właśnie za pomocą georadaru.

Małe jak dotychczas powodzenie archeologii sądowej w Polsce bierze się m.in. z przekonania, że jej metody mogą być przydatne jedynie, gdy idzie o odnajdywanie ciał ofiar zbrodni. W rzeczywistości, jak pokazuje przykład krajów, w których dziedzina ta jest bardziej zaawansowana, archeolodzy poszukują też  z powodzeniem ukrytych w ziemi narzędzi przestępstwa czy złodziejskich łupów.

Coraz częściej także uczestniczą, poza sprawami karnymi, w procesach cywilnych. Przed paru laty w jednym z sądów w Walii pomogli na przykład w rozstrzygnięciu sporu o granicę gruntów. Jak wynikało z XVIII-wiecznych dokumentów, grunty należące do różnych właścicieli dzielił murek. Do naszych czasów żaden ślad na powierzchni ziemi się po nim nie zachował. Archeolodzy  jednak jego przebieg ustalili bez trudności.

Jak się niedawno okazało, polskie organy ścigania korzystają z usług biegłych jasnowidzów. Wstydliwe te informacje  wywołały sporą konsternację. Są jednak zgodne w rezultatami badań ankietowych Katedry Kryminalistyki Uniwersytetu Wrocławskiego, z których wynika, że policjanci, których zadaniem jest np. odnalezienie zwłok, bardziej wierzą jasnowidzom niż np. archeologom.

Dzieje się tak, chociaż ci drudzy położyli ogromne zasługi w ujawnianiu zbrodni wojennych i komunistycznych, przyczyniając  się często do zasadniczego postępu śledztw w tych sprawach. Ostatnim takim osiągnięciem archeologów – pracujących w zespole m.in. z lekarzami sądowymi – było odnalezienie na „Łączce" na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach szczątków ok. 200 ofiar bezpieki i stalinowskich sądów. W sierpniu ogłoszono nazwiska kolejnych dziewięciu zidentyfikowanych osób, wśród nich mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki" i Hieronima Dekutowskiego „Zapory".

Pozostało 88% artykułu
Konsumenci
Pozew grupowy oszukanych na pompy ciepła. Sąd wydał zabezpieczenie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Prawo dla Ciebie
PiS wygrywa w Sądzie Najwyższym. Uchwała PKW o rozliczeniu kampanii uchylona
W sądzie i w urzędzie
Już za trzy tygodnie list polecony z urzędu przyjdzie on-line
Dane osobowe
Rekord wyłudzeń kredytów. Eksperci ostrzegają: będzie jeszcze więcej
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Prawnicy
Ewa Wrzosek musi odejść. Uderzyła publicznie w ministra Bodnara