Instytucja listu gończego uregulowana jest w kodeksie postępowania karnego (art. 278–280). Można w ten sposób poszukiwać każdego podejrzanego, którego miejsce pobytu nie jest znane: oszusta, który naciągnął pół Polski, zabójcę i alimenciarza, który gdzieś się ulotnił.
Listem gończym można także poszukiwać skazanego, któremu niespieszno do więzienia, a ma odsiedzieć cztery miesiące. Czy ktoś, komu sąd wymierzył karę czterech miesięcy pozbawienia wolności, może być uznany za groźnego przestępcę? Moim zdaniem nie, ale są tacy, którzy uważają inaczej. Ale oni albo nie pamiętają, że najniższa kara pozbawienia wolności wynosi miesiąc (art. 37 k.k.), albo szukają usprawiedliwienia.
Nigdy w życiu nie widziałem wyroku skazującego na taką karę. Na ogół sądy dają po trzy miesiące, wychodząc z założenia, że mniej nie wypada. W sądowym żargonie kara czterech miesięcy pozbawienia wolności jest traktowana jako zbliżona do dolnej granicy ustawowego zagrożenia.
Dwa dni temu w policyjnym pościgu zginęły trzy osoby. Żal mi każdej ofiary, ale szczególnie młodego, Bogu ducha winnego kierowcy smarta, z którym czołowo zderzyło się volvo ścigane przez policjantów.
Niedobór wyobraźni i brawura, w połączeniu z adrenaliną, to przyczyny wielu tragedii. Tak było w tym wypadku. Z wypowiedzi policjanta, który ocenił tragedię pod Wejherowem, wynika, że kierowca volvo miał do odbycia karę czterech miesięcy więzienia i był poszukiwany listem gończym. Dla policji to groźny przestępca. Dla mnie nie. Efektem pościgu jest śmierć trzech osób. Dlatego pytam o proporcje, tak potrzebne w każdym aspekcie naszego życia. Czy nie byłoby lepiej odstąpić od spektakularnego zatrzymania, dzięki czemu obeszłoby się bez ofiar? Albo tak zorganizować pościg, by szaleńcza jazda nie zagrażała życiu osób postronnych? Jaki interes społeczny – poza ambicją policjantów – doznałby uszczerbku, gdyby groźny, bo zagrożony odsiadką czterech miesięcy przestępca został zatrzymany przy okazji innej kontroli albo starannych działań operacyjnych?