Za dwa tygodnie niedopuszczalne stanie się przeprowadzenie i wykorzystanie dowodu uzyskanego do celów postępowania karnego za pomocą czynu zabronionego. Zdobyte w ten sposób dowody zostaną zdyskwalifikowane. Będzie je można wykorzystać jedynie w sprawach, w których akty oskarżenia trafią do sądu do końca czerwca.
Zabroniony będzie każdy dowód uzyskany bezpośrednio z popełnienia czynu zabronionego. Zakaz będzie zatem stosowany zarówno do prokuratora (oskarżyciela publicznego), jak i strony nieinstytucjonalnej, a zatem oskarżonego czy pokrzywdzonego. W praktyce najczęściej takie dowody, np. dokument wykradziony ze skrzynki pocztowej, wykorzystują do obrony prywatne osoby. Dowody takie ujawniają też dziennikarze w interesie publicznym, jak w czasie ostatniej afery taśmowej.
– Nowy przepis to radykalne odejście od zasady procesu karnego, która nakazuje sądowi ustalenie prawdy obiektywnej, na rzecz anglosaskich rozwiązań. Tam sąd bada też legalność uzyskania dowodu i z tego powodu część odrzuca – wskazuje Bogdan Święczkowski, prokurator w stanie spoczynku, były szef ABW. – Nowe rozwiązania należało przenieść z innymi elementami, w tym np. z ławą przysięgłych. A w tym kształcie zasada zatrutych dowodów służyć będzie przestępcom, jak zresztą wiele innych rozwiązań tej noweli – dodaje.
– Jest ryzyko, że adwokaci pod błahym pretekstem będą kwestionować legalność dowodu i proces przerodzi się w badanie, czy są one legalnie zdobyte czy nie – uważa prof. Romuald Kmiecik z UMCS.
– Nikt nie może czuć się bezpieczny w czasach wszechobecnego nagrywania. Nagrania są najczęściej nielegalne, ale często wnoszą niebanalną wiedzę o zdarzeniach, której nie bylibyśmy w stanie uzyskać w inny sposób – wskazuje adwokat Andrzej Michałowski. Dodaje, że winnych nielegalnych nagrań trzeba karać, ale nie warto tracić tego, co zostało osiągnięte. – Dowody zdobyte w dziwny sposób służą nie tylko politycznym grom. Często też pomagają w sprawiedliwym rozstrzygnięciu sprawy.