Niezadowoleni piszą do Biura Rzecznika Praw Obywatelskich, by interweniowało w ich sprawie.
Rozwój sieci fotoradarów jest konieczny uważa komendant główny policji. Przypomina, że do 30 proc. wypadków na drodze doszło właśnie z powodu nadmiernej prędkości. To odpowiedź dla Stanisława Trociuka, zastępcy RPO, na wystąpienie w sprawie skarg kierowców na złe odczyty fotoradarów i brak możliwości ich podważenia. Kierowcy, którzy zgłaszali się do Biura RPO, podkreślali, że urządzenia rejestrujące prędkość pojazdów zapisywały inne wartości niż wskazywane na tarczy ich pojazdu. Zdaniem skarżących przeszkadza też nieprawidłowe rozmieszczenie znaków drogowych przy drogach, w tym takich, które wskazują lokalizację urządzenia rejestrującego prędkość. I trzeci zarzut: przepisy nie określają trybu, w którym ukarany kierowca po kontroli prędkości przeprowadzonej przez urządzenie rejestrujące, mógłby skutecznie odwołać się od mandatu, powołując się na nieprawidłowe rozmieszczenie znaków drogowych lub nieprawidłową samorejestrację prędkości.
Andrzej Matejuk, komendant główny policji, przekonuje, że większość urządzeń rejestracyjnych przeszło badania i posiada świadectwa legalizacji wydane przez Główny Urząd Miar.
Każdy z kierowców może poprosić o jego okazanie na miejscu kontroli uspokaja Matejuk. Zapewnia też, że jeśli świadectwo legalizacji straciło ważność, urządzenie nie jest używane.
Komendant tłumaczy się też z niewłaściwego oznakowania dróg. Zastrzega, że zarządca nie ma dziś obowiązku umieszczania znaku D1 (automatyczna kontrola pojazdu) przed każdym masztem fotoradaru. Z kolei policja nie ma prawa tego robić.