Ponad 500 urządzeń rejestrujących ustawionych przy drogach całej Polski miało poprawić bezpieczeństwo. Dziś widać, że niekoniecznie się to udało. Coraz częściej można przeczytać o absurdalnych fotografiach wysyłanych nie zawsze do winnych kierowców. Ostrego sądu nie obroni fakt, że zdjęcia robi automatycznie fotoradar, ponieważ są jeszcze strażnicy lub inspektorzy, którzy je później powinni weryfikować.
Całkiem niedawno właściciel pewnego audi Q7 dostał od Straży Miejskiej w Czersku wezwanie do zapłaty mandatu na podstawie zdjęcia z fotoradaru. Problem tylko w tym, że prędkość przekroczyła laweta, która wiozła zepsuty samochód.
Fotoradarowe zdjęcie przytrafiło się też rowerzyście. Ci, tak jak wszyscy inni użytkownicy dróg, muszą się stosować do przepisów ruchu drogowego. Rzadko kiedy jednak ma szansę złapać ich fotoradar, ale i czasem jest to możliwe. Przekonał się o tym pewien młody cyklista z Kościerzyny. Korzystając z nachylenia terenu, rozpędził się do 46 km/h. W miejscu, w którym to zrobił, obowiązuje ograniczenie do 30 km/h, a strażnicy miejscy postawili tam fotoradar, który uwiecznił wyczyn młodego miłośnika dwóch kółek. Rowerzysta początkowo odmówił zapłacenia mandatu w wysokości 50 zł, tłumacząc, że rower nie ma prędkościomierza, on nie był więc świadom, jak szybko jedzie. Sprawa trafiła do sądu, a ten potwierdził winę rowerzysty.
Na tym zamieszanie się nie kończy. Strażnikom miejskim z Kościerzyny tak spodobało się karanie rowerzystów, że w sądzie czekają już kolejne sprawy. Dużo ciekawsze od zdjęcia rowerzysty przekraczającego prędkość powinno się okazać złapanie innego cyklisty, także „pirata", w dodatku gołego. Namierzył go fotoradar w Białym Borze na Pomorzu. Miał na sobie tylko majtki, ale założone na głowę. Mężczyzna minął fotoradar z prędkością o 13 km/h większą niż dozwolone w tym miejscu 40 km/h. Został rozpoznany, bo majtki twarzy nie zakrywały.
Strażnicy wysłali mu wezwanie i za przekroczenie prędkości kazali zapłacić 100 zł mandatu. To niejedyna kara, jaka miała spotkać radosnego rowerzystę. Zarzucono mu drugi czyn – nieobyczajny wybryk – i wyceniono go na kolejne 100 zł. Mężczyzna bronił się, że nie był nagi, ponieważ miał na sobie silikonowe (przezroczyste) stringi.