Nawet tysiąc osób – pacjentów i personelu medycznego – przez dwie godziny nie mogło wczoraj opuścić budynku Centralnego Szpitala Klinicznego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego (CSK WUM) przy Banacha. Powód? U jednego z pracowników potwierdzono koronawirusa.
Czytaj także: Śląsk: Przyjmowała pacjentów w szpitalu. Ma koronawirusa
– Kłopot w tym, że nie chodzi o szeregowego pracownika, tylko członka kadry zarządzającej, który niedawno wrócił z nart we Włoszech i, choć jego żona czuła się źle i zdecydowała się zostać w domu, on nadal świadomie przychodził do pracy i podczas codziennych porannych zebrań kontaktował się z ordynatorami oddziałów i ich zastępcami – mówi nam lekarz jednego z oddziałów zabiegowych.
– To skrajna nieodpowiedzialność, zwłaszcza ze strony członka personelu medycznego – łapie się za głowę dr Krzysztof Bukiel, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy (OZZL). – Tym bardziej że chodzi zarówno o ciężko chorych i osłabionych pacjentów, u których ryzyko zgonu z powodu zakażenia koronawirusem jest dużo większe, jak i personel medyczny, którego brakuje. W opanowaniu tego wirusa większe znaczenie mają działania ludzi niż interwencje medyczne, które często okazują się spóźnione, zwłaszcza u tych, którzy cierpią na ciężką postać choroby. Izolacja jest metodą wyśmiewaną, średniowieczną, ale najbardziej skuteczną – dodaje.
Należy się odszkodowanie
– Niefrasobliwość, jaką wykazał się członek kadry zarządzającej, można by jeszcze tłumaczyć u osoby bez wykształcenia medycznego i świadomości, w jaki sposób przenosi się wirus. W przypadku tego człowieka jest to niewybaczalne – mówi nasz rozmówca z Banacha.