Na botoks Polki chodzą nawet do fryzjera. Powód? Konkurencyjne ceny, nawet pięć razy niższe niż u lekarzy medycyny estetycznej, i brak zakazów w przepisach.
Kosmetyczki wykonują nawet tak skomplikowane zabiegi jak kwas hialuronowy czy podawanie substancji podczas mezoterapii igłowej. Choć Polskie Towarzystwo Dermatologiczne (PTD) od lat przekonuje, że prawo do naruszenia ciągłości tkanek mają tylko lekarze, a resort zdrowia w lutym 2017 r. przyznał, że ostrzykiwanie botoksem i kwasem hialuronowym powinni wykonywać tylko wykwalifikowani lekarze, kosmetolodzy nie rezygnują. Rynek medycyny estetycznej jest chłonny, a zainteresowanie rośnie. Chętnych na tańsze zabiegi nie zniechęca nawet ryzyko poważnych powikłań, z którymi poszkodowani najczęściej zgłaszają się do gabinetów prywatnych.
– Większość lżejszych poparzeń laserem czy kwasem do peelingu, a także zniekształcenia twarzy spowodowane nieznajomością anatomii i nieumiejętnością podania preparatu 80–90 proc. pacjentów leczy w prywatnych gabinetach – mówi prof. Andrzej Kaszuba, były konsultant krajowy ds. dermatologii i wenerologii, członek zarządu PTD. – Te poważniejsze trafiają do publicznych szpitali i obciążają budżet NFZ. – Płacimy za nie wszyscy, a kosmetolodzy umywają ręce. Dla nich to klienci, nie pacjenci – ubolewa obecna konsultant krajowa prof. Joanna Maj. Ostatnio wpłynęła do niej sprawa pacjentki, która skarży lekarza, który źle wykonał zabieg laserowy. – Wszystkie zabiegi obarcza ryzyko. Różnica polega na tym, że lekarz umie leczyć powikłania, a kosmetyczka nie – podkreśla prof. Maj. I powtarza za ministerstwem, że ani kosmetolog, ani technik usług kosmetycznych nie są przygotowani do udzielania świadczeń opieki zdrowotnej. – Sama wykładam w szkole dla kosmetologów, ale wpajam studentom, że nie mają prawa wykonywać zabiegów zarezerwowanych dla lekarza.
Niestety, przepisy świadczą na korzyść kosmetologów, którzy w oficjalnym stanowisku Polskiego Towarzystwa Kosmetologii Estetycznej napisali: „żaden akt polskiego prawa nie wskazuje, jakoby przerywanie ciągłości skóry było domeną lekarza", a podobne uszkodzenia powstają np. w studiach tatuażu. Zdaniem prawników problemem jest nieostry podział między świadczeniami zdrowotnymi a zabiegami upiększającymi i kategorią zabiegów o charakterze leczniczym i pozaterapeutycznym.
Choć PTD od lat apeluje o regulacje, które jednoznacznie zakazywałyby kosmetyczkom zabiegów medycyny estetycznej, resort wydaje się bezsilny. Dermatolodzy rozważają zwrócenie się do ministra edukacji narodowej, który zabroniłby przyznawania osobom bez wykształcenia medycznego certyfikatów i świadectw ukończenia kursów np. stosowania botoksu czy ostrzykiwania kwasem hialuronowym. – Teraz kosmetolog chwali się certyfikatem, a zdezorientowany klient – bo nie pacjent – nie wie, że nie poradzi sobie z powikłaniami – podkreśla prof. Maj.