Z oficjalnych danych Ministerstwa Pracy wynika, że pod koniec lutego 1,8 mln osób było zarejestrowanych jako bezrobotni, w tym 264,5 tys. miało prawo do comiesięcznego zasiłku. Każdy z prawie 350 urzędów pracy w całej Polsce ma za zadanie znaleźć dla nich zatrudnienie, co w okresie spadającego bezrobocia wydaje się bardzo proste.
Tymczasem w niektórych urzędach pracy gwałtownie wzrasta liczba zwolnień lekarskich wystawionych bezrobotnym. W Powiatowym Urzędzie Pracy w Kwidzynie np. ostatnio ich liczba wzrosła czterokrotnie, a orzeczeń lekarskich o nieprzydatności do wskazanych przez urząd prac jest jeszcze więcej.
Zazwyczaj bezrobotny idzie na zwolnienie od razu, gdy otrzymuje informację o naborze do pracy. Bezrobotni z prawem do zasiłku muszą przedstawić zwolnienie lekarskie na druku ZUS ZLA. Tym, którzy nie mają już prawa od zasiłku, wystarczy zwykłe zwolnienie wystawione nawet na kartce papieru. W świetle przepisów nieobecność bezrobotnego jest wtedy usprawiedliwiona i urząd nie może go pozbawić świadczeń ani skreślić z listy bezrobotnych. Tymczasem Skarb Państwa wydaje na zasiłki ponad 100 mln zł miesięcznie.
Z pewnością nie wszyscy zarejestrowani w urzędach pracy przedstawiają fikcyjne zwolnienia. Ani jednak urzędnicy, ani ZUS nie mogą ich skontrolować.
– Nie badaliśmy ostatnio, czy przybywa zwolnień lekarskich, ale wiem z doświadczenia, że zawsze na początku roku wielu bezrobotnych próbuje w ten sposób uniknąć skierowania do pracy fizycznej – mówi pracownica krakowskiego Urzędu Pracy. – Dziwnym trafem dotyczy to wyłącznie niewykwalifikowanych bezrobotnych. Ci z wykształceniem nigdy nie chorują.