Szkoła biznesu Uniwersytetu w Chicago zmieniła w tym roku nazwę na Booth School of Business na cześć swego absolwenta, przedsiębiorcy Davida Bootha, który ofiarował uczelni 300 mln dolarów, największą darowiznę w jej historii.
Darowizny od absolwentów to istotna część finansów większości znanych amerykańskich uczelni, które wypracowały strategię współpracy z byłymi studentami, zresztą z korzyścią dla obu stron. Ich stowarzyszenia i kluby absolwentów tworzą liczące się w biznesie lobby, skutecznie też wspierając swych byłych studentów w budowie i utrzymaniu sieci kontaktów z angielska zwanych networkingiem.
Paul Danos, dziekan wysoko plasowanej w rankingach amerykańskiej Tuck School of Business, przyznaje, że bardzo dużą część swego czasu poświęca na spotkania z absolwentami szkoły. – Nasz model biznesowy zakłada, że wpływy z czesnego pokrywają tylko 40 proc. wydatków. Bazujemy głównie na wsparciu ze strony naszych ponad 8 tys. absolwentów, zarówno finansowym, jak i rzeczowym – wyjaśnia Paul Danos i dodaje, że donacje wynoszą od 50 tys. do 10 mln dolarów.
A jak jest w Polsce? – Uczelnie mogłyby zrobić bardzo wiele dla naszych organizacji, ale wsparcie jest zwykle niewielkie. Na razie nas z boku obserwują – twierdzi, prosząc o anonimowość, szef jednego ze stowarzyszeń absolwentów. Być może także dlatego w Polsce nie pojawiały się dotychczas informacje o spektakularnych darowiznach dla uczelni od ich byłych studentów.
[srodtytul]Ulotka w dyplomie[/srodtytul]