Sąd Najwyższy zajął się w czwartek skutkami katastrofy górniczej z 18 września 2009 r. w kopalni Wujek w Rudzie Śląskiej. W wyniku wybuchu metanu śmierć poniosło wtedy 20 górników (12 osób na miejscu, osiem w szpitalach), kolejnych ponad 30 odniosło obrażenia i było leczonych z oparzeń. Jednym z nich był młody górnik, który niecałe dwa tygodnie przed tragedią rozpoczął pracę na przodku (I PK 243/14).
Po wypadku leczył się w szpitalach i rehabilitował przez następne półtora roku. Gdy w marcu 2011 r. zgłosił się do pracy, lekarz stwierdził, że jest zdrowy i może pracować na przodku. Młody górnik odmówił jednak takiej pracy i poprosił o wyznaczenie mu stanowiska w bezpieczniejszej strefie. Nadal pracował pod ziemią, ale bliżej wind, którymi w razie potrzeby szybko można wydostać się na powierzchnię.
Po powrocie do pracy górnik złożył pozew o wypłatę 100 tys. zł odszkodowania za wypadek przy pracy oraz 400 zł comiesięcznej renty uzupełniającej jego zarobki obniżone po wypadku. Stało się tak dlatego, że może pracować tylko na gorzej płatnym stanowisku.
Sąd pracy odszkodowanie przyznał mu w pełnej kwocie. Odmówił jednak przyznania renty. Podobnego zdania był sąd apelacyjny. Sędziowie uznali bowiem, że lekarz stwierdził pełną zdolność do pracy na przodku. Skoro sam podjął decyzję o pracy na innym stanowisku, nie można obarczać kopalni konsekwencjami takiej decyzji.
Górnik złożył skargę kasacyjną do Sądu Najwyższego, w której dowodził, że renta mu się należy.