Sejm ma rozpocząć we wtorek prace nad obywatelskim projektem zmian w przepisach emerytalnych, który ma dać Polakom prawo do przechodzenia na emeryturę po wypracowaniu odpowiednio długiego stażu. Nowelizacja przygotowana przez związkowców z NSZZ Solidarność zakłada, że kobietom wystarczy 35-letni okres składkowy, a mężczyznom 40-letni, aby mogli zrezygnować z pracy i przejść na świadczenie z ZUS. Dodatkowym wymogiem jest to, by zebrane przez te osoby składki na ich kontach w ZUS i OFE wystarczyły na wyliczenie im co najmniej minimalnej emerytury. Wynosi ona obecnie 1250,88 zł brutto, czyli 1066,24 zł na rękę.
– Na ten projekt czekają setki tysięcy osób pracujących od najmłodszych lat i mających za sobą często ponad 40 lat naprawdę ciężkiej pracy, często w szkodliwych warunkach – mówi prof. Marcin Zieleniecki, ekspert Solidarności, wiceminister rodziny w latach 2015–2020, który zaprezentuje projekt w Sejmie.
Zdaniem autorów projektu taka zmiana to zasłużona gratyfikacja finansowa dla osób, które przepracowały całe życie, płacąc składki. A także wyraźny sygnał dla obecnych pracowników, że warto pracować legalnie, płacąc składki do ZUS. Po drugie, to uelastycznienie systemu emerytalnego, który po zmianach da możliwość wcześniejszej dezaktywizacji zawodowej w celu np. opieki nad członkami rodziny.
Czytaj więcej
Osoby o odpowiednio długim stażu pracy nie musiałyby czekać na osiągnięcie powszechnego wieku eme...
Koszty reformy
Z szacunków związkowców dołączonych do projektu wynika, przy założeniu, że tylko 50 proc. uprawnionych do emerytur stażowych skorzysta z nowego uprawnienia, że już w pierwszym roku będzie to kosztowało łącznie 6 mld zł, sumując przyspieszoną wypłatę ich emerytury oraz ubytek w składkach, które przestaną płacić po rezygnacji z pracy. W drugim będzie to już 10,8 mld zł. Jeśli wszyscy uprawnieni skorzystają z tych świadczeń, koszty wzrosną do 12,2 mld zł w pierwszym roku i 21, 7 mld zł w drugim.