Donald Trump z każdą minutą spotkania czuł się coraz bardziej komfortowo i to on wyglądał, jakby był gospodarzem. Kim Dzong Un był nieco speszony. Trump spełniał się w podwójnej roli: prezydenta USA, a także stałego bywalca salonów. Jego życiowa pasja, czyli podejmowanie gości, pomogła mu podczas szczytu, chociażby do całkiem zgrabnego ocieplania atmosfery w trakcie spotkania. Z racji swego wieku, ale też realiów politycznych, wziął na siebie odpowiedzialność. Co więcej, był bardzo eleganckim i powściągliwym gospodarzem. Szczyt odbywał się w kraju azjatyckim, dlatego też prezydent USA nie mógł sobie pozwolić na jakikolwiek gest, który by godził w szacunek partnera. W Azji utrata twarzy przez polityka jest nie do pomyślenia. Trump podszedł do spotkania z rewerencją i troską, by doszło do następnych szczytów.
Jak ocenia pan wystrój pomieszczeń?
Amerykanie bardzo poważnie podeszli do szczytu w Singapurze, o czym świadczy choćby stół, na którym przywódcy podpisali komunikat końcowy. Stół to mebel polityczny – ma dużą moc. Amerykanie w Białym Domu mają kolekcję stolików, w których zawiera się cała historia Stanów Zjednoczonych. Tym razem Donald Trump i Kim Dzong Un obradowali przy stole z 1939 r., który na prośbę ambasady USA w Singapurze został wypożyczony z muzeum. Mebel ten zanim trafił do muzeum służył w budynku Sądu Najwyższego. Fakt, że to Amerykanie – nie zaś np. MSZ Singapuru – zamówili stół, który swą wielkością miał podkreślić wagę spotkania, wskazuje, że już wcześniej amerykańscy dyplomaci wiedzieli, że komunikat końcowy zostanie podpisany. Pokazuje to również siłę protokołu dyplomatycznego, który zawiera w sobie rytuał polityczny i pozwala nam odczytać intencje polityków nawet wtedy, gdy nic nie mówią.
Można już ocenić, że rozmowy w Singapurze były sukcesem, czy na taką ocenę jest jeszcze za wcześnie?
Mając w pamięci stan stosunków między USA i Koreą Północną sprzed kilku miesięcy, kiedy Pjongjang przeprowadzał kolejne testy rakiet balistycznych, można powiedzieć, że Donald Trump przeciął gordyjski węzeł tych sporów i pokazał, że jest gotowy na „nowy początek". W podobnym duchu na rezultat tych rozmów zareagował premier Japonii, tzn. z jednej strony jego reakcja była powściągliwa, bo to dopiero początek negocjacji, a z drugiej, to, co zostało osiągnięte, przyjął z zadowoleniem i nadzieją na przyszłość. Na pewno pojawią się głosy krytyki ze strony malkontentów, zwłaszcza przeciwników politycznych Trumpa w USA i „wszystkowiedzących" jajogłowych z Waszyngtonu, ale niewątpliwie wtorkowy szczyt jest sukcesem i nikt Trumpowi tego nie odbierze. Jest to również sukces i promocja Singapuru, którego pozycja na arenie międzynarodowej teraz wzrośnie.
—rozmawiał Łukasz Lubański