W środę stołeczny Peczerski Sąd Rejonowy już po raz drugi ogłosił przerwę w sprawie byłego prezydenta Petra Poroszenki. Prokuratura w środę wnioskowała o zakaz opuszczenia miasta oraz nakaz stawiania się na każde wezwanie śledczych. Jest podejrzany o to, że w 2018 roku skłonił ówczesnego szefa Służby Wywiadu Zagranicznego (SZR) Jehora Bożka (obecnie wiceminister spraw zagranicznych), by mianował na wiceszefa SZR Sierhija Siemoczkę, który obecnie jest zamieszany w kilka spraw karnych.
Ponad czterogodzinna rozprawa sądowa w Kijowie przypominała teatr absurdu. – Reprezentuje 4 miliony wyborców, on reprezentuje przestępców. Rozpowszechnia oczerniające mnie kłamstwa – polemizował z prokuratorem były prezydent. Często przerywał śledczym, przekonywał, że cała sprawa „jest sfałszowana”.
Głos w trakcie rozprawy zabierali nawet siedzący na widowni deputowani z frakcji Europejska Solidarność, na czele której stoi Poroszenko. Wychodzili na dwór i przemawiali do zgromadzonego pod gmachem sądu tłumu.
Tam z kolei padały hasła, że obecnie Ukraina jest „zarządzana z Kremla”, że proces przeciwko Poroszence to „zemsta starych elit”. Były prezydent rozgrzewał tłum przed rozprawą, przypominał 1937 rok, a nawet wielki terror za czasów stalinowskich.
Za swoich rządów niewiele zrobił, by system sądownictwa na Ukrainie się zmienił. W środę w jego sprawie orzekał sędzia Serhij Wowk. To on za czasów zbiegłego do Rosji Wiktora Janukowycza wysłał w 2012 roku na cztery lata za kraty byłego szefa MSW Jurija Łucenkę, przeciwnika Janukowycza. W 2015, rok po rewolucji na Majdanie, został odwołany ze stanowiska, ale już w 2016 roku powrócił do orzekania.