W poniedziałek Michał Boni siada do kolejnej rundy negocjacji ze Związkiem Nauczycielstwa Polskiego, który grozi strajkiem od 1 września. – Nie obiecamy nauczycielom wcześniejszych emerytur – mówi otwarcie Boni. – Ale nadal będę rozmawiał ze związkowcami. Jacek Kuroń mawiał, że nigdy nie należy się odwracać plecami do partnera społecznego. Wtedy, nawet jeżeli nie odniesie się sukcesu w negocjacjach, to i tak druga strona będzie pozytywnie wspominała rozmowy.
Boni, zawodowy negocjator, minister pracy i wielokrotny wiceminister tego resortu, specjalista od bezrobocia doskonale znający się też na problemach służby zdrowia jest z wykształcenia polonistą. Po studiach został asystentem na Uniwersytecie Warszawskim.
– Studenci go uwielbiali, chyba bardziej niż Pawła Śpiewaka, który w owym czasie również był takim guru dla studentów – mówi Andrzej Celiński, który zna Boniego od czasów „Solidarności”.
– Ludzie się zabijali, żeby dostać się na jego zajęcia – potwierdza dziennikarz, który studiował na polonistyce w latach 80. – Po pierwsze dlatego, że wykładał bardzo przystępnym językiem, a po drugie, bo otaczał go nimb działacza opozycji.
Dzięki tej popularności Boni zbudował podziemie.