Człowiek, który wynegocjuje wszystko

Michał Boni. Formalnie kieruje zespołem doradców strategicznych premiera Donalda Tuska. Faktycznie pełni w rządzie funkcję strażaka – gasi pożary, które wybuchają w różnych grupach społecznych

Publikacja: 23.08.2008 03:24

Michał Boni

Michał Boni

Foto: Fotorzepa, dp Dominik Pisarek

W poniedziałek Michał Boni siada do kolejnej rundy negocjacji ze Związkiem Nauczycielstwa Polskiego, który grozi strajkiem od 1 września. – Nie obiecamy nauczycielom wcześniejszych emerytur – mówi otwarcie Boni. – Ale nadal będę rozmawiał ze związkowcami. Jacek Kuroń mawiał, że nigdy nie należy się odwracać plecami do partnera społecznego. Wtedy, nawet jeżeli nie odniesie się sukcesu w negocjacjach, to i tak druga strona będzie pozytywnie wspominała rozmowy.

Boni, zawodowy negocjator, minister pracy i wielokrotny wiceminister tego resortu, specjalista od bezrobocia doskonale znający się też na problemach służby zdrowia jest z wykształcenia polonistą. Po studiach został asystentem na Uniwersytecie Warszawskim.

– Studenci go uwielbiali, chyba bardziej niż Pawła Śpiewaka, który w owym czasie również był takim guru dla studentów – mówi Andrzej Celiński, który zna Boniego od czasów „Solidarności”.

– Ludzie się zabijali, żeby dostać się na jego zajęcia – potwierdza dziennikarz, który studiował na polonistyce w latach 80. – Po pierwsze dlatego, że wykładał bardzo przystępnym językiem, a po drugie, bo otaczał go nimb działacza opozycji.

Dzięki tej popularności Boni zbudował podziemie.

– Działał głównie w środowisku młodzieży robotniczej – wspomina Celiński.

Pod koniec lat 80. świeżo upieczony doktor został przyłapany przez SB na zdradzie małżeńskiej i ulegając szantażowi, że jego trzyletnia córka trafi do milicyjnej izby dziecka, podpisał zobowiązanie do współpracy z SB.

20 lat później z tego właśnie powodu przyjście Boniego do rządu rozpoczęło się jak w filmie u Alfreda Hitchcocka – od trzęsienia ziemi. Wszedł na spotkanie z Donaldem Tuskiem, z którego miał wyjść w roli ministra pracy, a wyszedł z oświadczeniem, że w latach 80. podpisał zobowiązanie do współpracy z SB. Ta informacja dla części ludzi z pierwszej „Solidarności” nie była zaskoczeniem.

– W środowisku krążyły plotki o tym, że Boni podpisał zobowiązanie do współpracy, które bardzo nasiliły się po ujawnieniu listy Macierewicza – mówi Ryszard Bugaj, który również działał w opozycji.

Bo nazwisko Boniego znalazło się na liście, którą sporządził Antoni Macierewicz w 1992 roku, wyciągając z dokumentów SB nazwiska osób publicznych.

Wtedy jednak były minister pracy wyparł się wszystkiego. W jego obronie wystąpili działacze opozycji, m.in. Zbigniew Bujak i Henryk Wujec. I Boni się wybronił, choć przypłacił tę historię wrzodami żołądka. Dziennikarze, którzy się z nim spotykali, opowiadali, że z powodu tej choroby łykał jakieś papki, okropnie się przy tym krzywiąc. Nadal pełnił ważne funkcje publiczne – był wiceministrem pracy w rządzie Hanny Suchockiej, kandydatem na prezydenta Warszawy. W 1995 roku poprowadził kampanię Jacka Kuronia, a po zwycięstwie AWS w 1997 roku ponownie wszedł do rządu jako szef gabinetu ministra pracy Longina Komołowskiego.

Na dobre zniknął z życia publicznego dopiero wówczas, gdy polityków – posłów i ministrów – zaczęły obowiązywać oświadczenia lustracyjne.

Dziś mówi, że sprawa współpracy z SB była jednym z najgorszych momentów w jego życiu. Przyznaje, że przez lata świadomie chował się w cieniu, żeby ta historia z jego przeszłości nie wyszła na jaw.

– Gdy Donald Tusk zaproponował mi wejście do rządu, nie mogłem mu powiedzieć: „dziękuję, ale nie”, bo przecież znamy się od lat – opowiada Boni. – Dlatego powiedziałem, że najpierw muszę załatwić tę sprawę. Zresztą od miesięcy dojrzewała we mnie myśl, by wyrzucić z siebie tajemnicę.

Przed publicznym przyznaniem się do podpisania zgody na współpracę z SB Boni zadzwonił do Zbigniewa Bujaka i Henryka Wujca, wyjawiając im prawdę i przepraszając.

– Każdy z nich miał w sobie trochę goryczy, ale mam poczucie, że wykazali zrozumienie dla mojej sytuacji – mówi Boni.

Innym trudnym momentem w jego życiu była klęska Jacka Kuronia w wyborach prezydenckich. Boni – przypomnijmy – był szefem jego kampanii.

– Robiłem wszystko, co mogłem, ale Kuroń nie mógł wygrać, bo polska scena polityczna właśnie się polaryzowała na dwa bloki, a Jacek nie był w żadnym z nich – mówi Boni. – Mimo to czułem, że jestem na zakręcie.

Rzeczywiście Boni nie wrócił już na wielką scenę polityczną – wyspecjalizował się w prawie pracy i w tym kierunku jego kariera rozwijała się obiecująco. Po odejściu z rządu AWS związał się z biznesem. Zyskał opinię doskonałego negocjatora.

Miał też talent do wyszukiwania wartościowych ludzi. To on ściągnął w 1991 roku do rządu Andrzeja Bączkowskiego, który dzięki swoim kompetencjom przetrwał na stanowisku wiceministra pracy rządy lewicy i prawicy, by w końcu awansować na szefa tego resortu.

Boni był też pomysłodawcą utworzenia Nagrody im. Andrzeja Bączkowskiego (patro- nat nad nią ma „Rz”) po jego nagłej śmierci na zawał serca. Bardzo przeżył artykuł w jednym z tygodników, że zbija kapitał polityczny na śmierci swojego współpracownika.

Celiński uważa, że Boni jest rasowym negocjatorem, który rozumie, iż w jednej firmie może dochodzić do konfliktu interesów. – I stara się szukać rozwiązań zadowalających dla obu stron – mówi Celiński.

W jego opinii Boni jest też prawdziwym państwowcem.

– Rozumiał, że zmiany rządów są częścią demokracji, i gdy jego ekipa odchodziła, zawsze starał się pomóc następcom – mówi polityk SdPl.

Marek Balicki uważa, że Boni marnuje się na stanowisku szefa doradców premiera.

– Gdyby został ministrem, stałby się liderem zmian, a tak widać, że z niektórymi pomysłami nie może się przebić, bo dwór Tuska jest silniejszy – ocenia Balicki. – Gdyby to Boni od początku poprowadził tegoroczny biały szczyt, to skończyłby się on pełnym sukcesem, a tak była to zmarnowana okazja, bo nie przekonano pracowników służby zdrowia do głębokich reform.

O Bonim utarła się opinia, że potrafi wynegocjować wszystko, ale jest najdroższy. Jego honoraria miały wynosić 200 dolarów za godzinę rozmów. Minister temu zaprzecza. – Po pierwsze nie zawsze negocjacje kończą się moim sukcesem, a po drugie nigdy nie negocjowałem za stawkę godzinową – mówi.

– Gdy prowadziłem rozmowy, to robiłem to w ramach mojej pracy dla konkretnej firmy. Owszem, miewałem propozycje, by prowadzić negocjacje dla innych firm, ale nigdy się na to nie zgadzałem.

Pewne jest jednak, że w rządzie zarabia dużo mniej niż w biznesie. Dokładnie – cztery i pół razy mniej – jak ujawnił w jednym z wywiadów. A pracuje dużo, dużo więcej.

Jednej z zaprzyjaźnionych dziennikarek powiedział kiedyś, że gdy był ministrem, to sądził, że dużo pracuje. Ale naprawdę ciężką pracę poznał dopiero wtedy, gdy został wiceministrem.

Teraz, jako sekretarz stanu z kalendarzem wypełnionym od świtu od późnego wieczoru, jest chyba najbardziej zajętym ministrem rządu Tuska. Ale – jak twierdzi – nie czuje się wykorzystywany.

– Mam swoją wizję tego, co chciałbym zrobić – mówi. – Staram się, żeby rząd podejmował działania strategiczne, długofalowe, a nie tylko doraźne, obliczone na jedną kadencję.

Przyznaje jednak, że czasami czuje się zmęczony. – Gdy w mojej pracy zawodowej jest już bardzo źle, śni mi się, że wróciłem na uniwersytet, co mnie bardzo cieszy, bo lata spędzone na polonistyce były wspaniałym okresem w moim życiu – opowiada Michał Boni. – Idę w tym śnie na uczelnię, sprawdzam grafik zajęć i z przerażeniem stwierdzam, że moich zajęć tam nie ma.

Ostatnio minister rządu Donalda Tuska miał ten sen kilka tygodni temu.

Marek Balicki, polityk SdPl

W poniedziałek Michał Boni siada do kolejnej rundy negocjacji ze Związkiem Nauczycielstwa Polskiego, który grozi strajkiem od 1 września. – Nie obiecamy nauczycielom wcześniejszych emerytur – mówi otwarcie Boni. – Ale nadal będę rozmawiał ze związkowcami. Jacek Kuroń mawiał, że nigdy nie należy się odwracać plecami do partnera społecznego. Wtedy, nawet jeżeli nie odniesie się sukcesu w negocjacjach, to i tak druga strona będzie pozytywnie wspominała rozmowy.

Pozostało 94% artykułu
Polityka
Lewica wybrała swoją kandydatkę na prezydenta
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Polityka
Czarne chmury nad ministrem Wieczorkiem. Nawet wniosek PiS niewiele może już zmienić
Polityka
Sondaż: Jak zmieniło się zdanie Polaków o Nawrockim, gdy został kandydatem PiS?
Polityka
Czy Jarosław Kaczyński powinien ponieść karę? Wyniki sondażu, Polacy podzieleni
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Wybory prezydenckie
PSL nie wystawi własnego kandydata w wyborach prezydenckich. Ludowcy poprą Szymona Hołownię